Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

18.04.2013 00:08

Orzeł wylądował

Wprawdzie nastąpiło to już jakiś czas temu ale robota i wieczorne dłubanie przy próbach przywrócenia do życia motocykla sprawiło że pojawiło się lekkie opóźnienie.

Była sobie wiosna w marcu i pojawił się sygnał że statek będzie w Gdyni za kilka dni. Została zatem wytypowana grupa bojowa, która miała odebrać sprzęty z Portu.

Przyznam, że poczułem lekki niesmak. W tym porcie jakoś tak dziwnie, sprawy załatwia się w pokoju, cisza i spokój, właściwie wszystko czeka na odbiorcę, ech długo nam jeszcze zejdzie aż dobijemy do poziomu portowych gwarów w Brazzaville czy Kinszasie. Człowiek w pewnym momencie nie wiedział jak się zachować.

Chociaż drobne klimaciki były. Na początku spedytor (bo bez spedytora na teren portu Cię nie wpuszczą) oznajmił, że na otwarcie kontenera trzeba poczekać bo jakaś grupa Operacyjna z Urzędu Celnego zapowiedziała, że musi być otwarciu kontenera, gdyż został wytypowany jako dziwny.

Niby była już prawie wiosna, śniegu było za to full, a co najgorsze był tak ubity i wyślizgany że iść się nie dało a co dopiero jechać po nim motorem. 

Weszliśmy do portu, poczekaliśmy na brygadę operacyjną (czy jakoś podobnie tą ekipę nazwano i można było otworzyć kontener). Ukłony dla pakowaczy (rodem z Angoli), którzy zapakowali to pierwszorzędnie w Cape Town. Obok akurat otworzono kontener z USA, w którym były 4 motocykle, no cóż obraz nędzy i rozpaczy, chyba je mocowali sznurówkami, wyciągnięto je wszystkie razem jako bezkształtną, poplątana kupa. Więc jak ktoś kupuje motor sprowadzony z USA to trochę współczuję. U nas za to było wszystko w największym porządeczku.

Najpierw do pracy przystąpili Celnicy. Miało być groźnie bo i wyglądali groźnie, naoglądali się chyba filmów bo przypominali bardziej brygadę antyterrorystyczną.

Jakie było ich pierwsze pytanie?

- Poproszę dowód rejestracyjny, sprawdzimy numer VIN motocykla.

Zatem zaczęło się niesympatycznie, ale byłem juz na to przygotowany, potem w ruch poszła sprawdzona w Afryce technika uścisków dłoni i w sumie jedynym ustaleniem Celników była obietnica, że zaraz po powrocie do Urzędu zaczną pilnie czytać Naszego bloga :)

Nawet 3 skrzynki wina rodem z RPA przeszły bez większego zainteresowania.

Generalnie wszystko poszło bez przeszkód,chociaż okazało się, że potrzebne jest jeszcze, jakieś ostatnie zaświadczenie czy pozwolenie na opuszczenie z całym majdanem portu i trafiliśmy na klasycznego, polskiego urzędnika - debila.

Motor został dopchany do bram portu. Było tak ślisko że trzeba go było pchać we 2 osoby, bo nawet nogą nie dało się ruszyć. Więc trzymając się motoru i siebie nawzajem jakoś się udało. Zaparkowaliśmy i poszliśmy do jakiegoś hangaru oddalonego o 100m do jakiegoś biurka gdzie siedział koleś, który miał przybić jakąś pieczątkę.

A urzędas wypala

-Proszę przyprowadzić motocykl, bo niby na podstawie czego mam przybić pieczątkę

-O tam stoi, widzi Pan?

-To co mam tam iść, przecież ja tutaj pracuję, nie mam czasu na chodzenie

-A wie Pan ile czasu zajmie nam przepchanie po lodzie motoru

-Nie dyskutować proszę. I zajął się swoją robotą czyli siedzeniem przy biurku i czekaniem że może kiedyś ktoś jeszcze będzie chciał uzyskać jego pieczęć

Na szczęśnie nie od jeden miał ową legendarną pieczątkę i ten następny był już normalny. Pozdrawiam zatem totalnego młotka z hangaru nr. 17. Rób tak dalej człowieku to może w końcu w ten pusty łeb Ci ktoś przp....

Kto kiedyś coś z portu morskiego wywoził ten wie co się czuje mijając ostatni szlaban. Szkoda tylko że wyjazd z porty jest pod górkę, za to jest odśnieżone.

 

Załadunek na pakę poszedł szybko i sprawnie, no i w drogę.

Po drodze, o dziwo widac było już pierwsze bociany. Śniegu na pół metra a boćki są, szacun dla tych ptaszków. Chociaż może one też po paru miesiącach w Afryce chcą do cywilizacji za wszelką cenę :)

No i zaczęło się, czyli próba reaktywacji motoru. O tym będzie oddzielny wpis. Dopiero po rozebraniu motoru prawie do ramy wiem jak trzeba się przygotowac na kolejny wyjazd.

Żeby zachęcić do kolejnego odcinka, mała fotka tego jak wygląda filtr powietrza po przejechaniu Afryki, w tym prawie 3000 km po kamieniach, piachu i glinie. Liczba i rozmiar kamieni w filtrze była imponująca. Zatem wniosek nr. 1 na wlot powietrza, bezwarunkowo trzeba założyć gąbkę.

O dziwo nawet jak się filtr wyjęło i włożyło czystą ścierkę to wyglądała ona tak

Innym fajnym przykładem jest kondycja osłony silnika. Wiele razy wspominałem że w Afryce sporo jest tzw. hopków na drodze. Niestety osoby je robiące chyba nigdy innego samochodu poza rozklekotaną ciężarówką nie widziały. Więc nie jeden raz motor zawieszał mi się nich. Jak sobie ktoś własną osłonę zaczepi na sznurku i przeciągnie ją po asfalcie parę kilometrów to moja tak właśnie wygląda. Dobrych parę milimetrów aluminium się wytarło

Pozdrawiam

zbyszek

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz