Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

09.02.2013 08:35

Dzień ostatni: pora do domu (sobota 9-2)

Coś się kończy coś się zaczyna. Mierząc poziomem „gęsiej skórki” na plecach kończy się przygoda życia, za to zaczyna się powrót do normalności. I chyba jedno i drugie w życiu jest potrzebne.

Człowiek naładował baterie, odpoczął od pracy i codziennych problemów, z nową energią wraca do codziennego życia. Zakładając że słowo klucz już się nie pojawi to w niedzielę o 8-ej rano powinniśmy już oddychać zimnym polskim powietrzem.

Nawet natura daje znać że pora stąd wyjeżdżać, w nocy zaczął padać deszcz, zrobiło się zimno i pochmurno.

W kategorii wrażeń i przygód wyjazd ten zdecydowanie pobił na głowę wszystkie moje dotychczasowe wyjazdy razem wzięte.

W kategorii wysiłku fizycznego to jednak dojechanie rowerem do Afryki  czy bram Azji wymaga od organizmu zdecydowanie więcej. Na motorze tak naprawdę to tylko dupa boli i czasami człowiek jest padnięty. Po przejechaniu 200 km na rowerze bywały dni że padałem ledwo przytomny na łóżku i tylko colę potrafiłem pic bo żaden inny posiłek nie mógł przejść przez gardło ze zmęczenia.

W kategorii wysiłku psychicznego znów palmę pierwszeństwa dzierży wyjazd, który właśnie się kończy. Jednak pewnie gdyby nie wcześniejsze wyjazdy rowerowe, to nie wiem czy nie przyszły by chwile słabości. Najgorsze są poranki kiedy znów trzeba wstać, znów się pakować, znów wsiadać na upiepszony motor, gdzie wszystko jest brudne i zakurzone w czerwonym pyle. Jak się ruszy potrzeba tylko kilku minut by znów czerpać radość z wyjazdu. Rano kilometry mijają niesamowicie wolno ale wieczorem licznik odmierzający dystans kręci się jak oszalały.

Czy były chwile zwątpienia. Tak w Brazzaville kiedy chodziłem po porcie próbując coś załatwić. Kiedy ktoś przetłumaczył mi że prom samochodowy jest popsuty i nikt nie wie kiedy będzie naprawiony, wtedy naprawdę myślałem że to już koniec. Ale udało się trafić na odpowiednich ludzi, ktoś pomógł, ktoś coś doradził, uścisnęło się 100 kolejnych dłoni i poszło.

Udało mi się przejechać Afrykę bez dania nawet 1 centa łapówki, chłopaki jakoś częściej sięgali do kieszeni, co tylko potwierdza że kolorowy samochód z Europy kojarzy się miejscowym bardziej z bankomatem niż pojazdem. W przypadku motoru odczuwałem jednak większy szacunek i nikomu nie przychodziło do głowy, żeby jeszcze wyciągać rękę.

Najgorszy kraj: jednomyślnie wskazujemy na Nigerię, najbardziej nieprzyjemne przygody i zdarzenia, chociaż większości ludzie są OK. Tutaj trzeba to zdecydowanie podkreślić że z wyjątkiem kilku idiotów i wyjątków Afryka to kraj ludzi życzliwych, ciekawych wobec białych, bardzo otwartych, uczynnych i bezinteresownych.

Najlepszy kraj: tutaj chyba jednak wygrywa Namibia, mi podobały się jeszcze Gabon i Burkina Faso. RPA oczywiście też ale to już inny klimat jak w prawdziwej Afryce. Tutaj już nie da się uścisnąć dłoni nieznajomemu, ludzie są obcy i z dystansem na zachodni styl. A zatem trudno porównać RPA z prawdziwą Afryką.

Teraz trzeba odpocząć i przegrupować siły. Niedługo (miejmy nadzieję) odbierzemy pojazdy i rozpocznie się kolejny przyjemny etap. Trzeba będzie rozkręcić pół motory, powymieniać, poprostować co się da, jednym słowem tchnąć nowe życie w nieco skatowany motor. Czy może być cos piękniejszego niż dłubanie przy rumaku, który pomimo psującego się osprzętu serce miał wciąż jak dzwon i nie dał się pokonać afrykańskim bezdrożom.
A jak będzie już gotowy przyjdzie czas na snucie nowych planów, kto wie dokąd jeszcze będzie musiał zajechać. Jest takie powiedzenie: nigdy nie mów nigdy. Więc zostawmy to wszystko w spokoju zobaczymy co przyniesie los.

Namibijski wypadek na pewno dużo mnie nauczył. Wydaje się że do tej pory jeździłem ostrożnie, ale teraz chyba będę jeździł jeszcze bardziej ostrożnie. Teraz już można napisać jak było naprawdę bo siły wracają z każdym dniem.
Wg Zbyszka, który akurat dokładnie wszystko widział z auta jadącego za mną, wszystko wyglądało koszmarnie. Maciek na chwilę się zagapił, podobno podjechali do mnie mocno przestraszeni. Nigdy nie zapomnę jak walnąłem kaskiem o glebę. Jak wciąż koziołkowałem i nie mogłem się zatrzymać. Pamiętam że tylko czułem że wciąż jestem przytomny, pamiętam że od razu, chociaż na chwiejących nogach wstałem by pokazać chłopakom że ze mną OK. Pamiętam jak wraz z każdą minutą zaczął mnie ścinać ból naciągniętych mięśni, pamiętam sztywny kark, nieruchomy bark i napiepszające z bólu plecy. Jak zamknę oczy zawsze widzę jak walę kaskiem w glebę. Chyba ten kask sobie oprawię.
To na pewno dało mi niezłą lekcję pokory, że nie ma żartów.

To był też spory sukces integracyjny. Być ze sobą przez 45 dni, 24 godziny na dobę, nie rzadko śpiąc na jednym łóżku, jedząc rękoma z jednego talerza, znosząc różne nastroje i humory. Wciąż atmosfera jest OK, to chyba dobrze.

Najprzyjemniejsza chwila podczas wyjazdu to dobra muzyka w słuchawkach, pustkowie przed, wokół i za tobą i nieustająca wtedy dzida. Najgorszy moment wyjazdu to odczytywanie numeru VIN w porcie w Cape Town.

To nie jest ostatni wpis chcemy się jeszcze podzielić kilkoma radami praktycznymi dla tych którzy planują dłuższe wyjazdy, niekoniecznie akurat do Afryki. Mamy tez parę przemyśleń ogólnych na temat tego co widzieliśmy na czarnym kontynencie.

Podsumowując:

Jak się przejedzie niecałe 17 tys. km to jest się w Cape Town. Ja zrobiłem to ze średnią prędkością 56 km/h, spalając średnio 4.4 litra/100 km. W sumie zajęło to ok 325 godzin jazdy, warto więc sobie zabrać dobrą poduszkę. W tym czasie trzeba wypić olbrzymią ilość litrów wody i coca-coli.

Finansowo nie wyszło tak źle, kalkulacja na szybko pokazała że Afryka (może z wyjątkiem Angoli) jest dość tania, w wielu krajach mają własną ropę co tez przekłada się na ceny. Wydałem ok 20% zaplanowanego budżetu, więc zostało na kolejne wyjazdy :)

PS Sekcja Maćka
Chciałbym podziękować mojej całej rodzinie, która mnie wspierała w całej tej wyprawie, była ze mną przez 45 dni, wszystkim moim znajomym i przyajciołom, w szczególności zbyszkom, bez Was nigdy bym tego nie zobaczył.
Naprawdę była to największa przygoda mojego życia. Tęsknie za wszystkimi, chcę się z Wami zobaczym w domu

 

 

Komentarze : 2
2013-02-09 18:21:08 klurik

Gratuluję wyjazdu i dziękuję za kolejne wpisy.

Były podczas czytania kolejnych wpisów chwile w których czułem, że w oblepionych gliną butach woda mi chlupie i przecieka między palcami. Wczuwałem się tak, że zaraz musiałem się napić ciepłej herbaty.

Podsumowując:

!

2013-02-09 09:34:45 R.M.

Super Panowie , gratulacje za wytrwałość, kondycję, psychikę i determinację. Szybkiego i szczęśliwego powrotu do domciu......Pozdrawiam
Radek

  • Dodaj komentarz