Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

30.08.2014 22:41

Dzień 34. Hop hop i jeszcze raz hop (ver. 2.0)

No właśnie pojawił się mały problem organizacyjny, z określeniem który to dzień. Ja ze względu na kilka tematów musiałem bezwglednie wrócić do PL więc dni mojej nieobecności pomijam a spróbuję jakoś przejazd przez Egipt streścić. Foty do tych dni wrzucę już po powrocie, bo trochę mi sie spieszy.   

Wyjechać wreszcie z Aswanu, ale tym razem na motorach to było coś jak małe marzenie, chyba nasze wspólne.  Motory dopłynęły we wtorek 28.08, czyli po tygodniu, od naszego odpłynięcia. Ja akurat musiałem wrócić na chwilę do PL ze względów osobistych więc na Rafała spadło zadanie odebrania motków z portu. Kamal spisał się dobrze, faktycznie widać, że facet nie pierwszy raz to robi więc w sumie to … no właśnie chciałoby się napisać że po godzinie lub dwóch wszystko było załatwione, ale …

Ale pojawił się problem. Mianowicie po przekręceniu kluczyka w mojej stacyjce okazało się, że brak jakiejkolwiek reakcji. Moja diagnoza okazała się słuszna. Z przyczyn co najmniej dziwnych akumulator padł. Tutaj dostałem kolejne małe afrykańskie punkty, za pomysł wyprowadzenia dodatkowych kabelków z akumulatora (właśnie na wypadek jakby trzeba było podładować akumulator). Normalnie dostęp do akumulatora jest banalny, ale jak ma się dodatkowy zbiornik paliwa, właśnie na akumulatorze to trzeba rozebrać pół przodu żeby się do niego dostać. Zabranie ładowarki do akumulatora też okazało się dobrym pomysłem. Motory z barki zjechały, z tym, że mój do gniazda w portowej straży pożarnej. Parę godzin pod prądem, potem kilku chętnych do popchnięcia i wszystko OK. Tym bardziej, że w hotelu czekała kolejna dawka prądu. Jak przyjechałem to już kręcił aż miło.

Niestety w hotelu okazało się, że kolesie na barce nie próżnowali  i przez 2 dni ostro mój motor spenetrowali. Miałem torbę na zamek szyfrowy (3 cyfry, to w sumie raptem 999 kombinacji, siedli pokręcili i otworzyli i trochę ukradli, po tym co ukradli widać co to za debile.) A zatem mój bagaż zmniejszył się o: latarkę, pudełko z igłami, nićmi i małymi nożyczkami, spodenki rowerowe o zaletach których tyle się rozpisywałem (widocznie czytali bloga i postanowi je mieć) – Panowie przypominam, że ta bielizna była mocno przeze mnie używana, poza tym całe okolice jajek są i tak mocno pocerowane bo ostania wyprawa do Maroka była dla nich zabójcza J. Miałem jeszcze takie małe coś, w czym zgromadziłem parę monet z poprzednich wyjazdów, z krajów przez które będę przejeżdżał, tak żeby wydać (na pewno w Sudanie przydadzą Wam się barany serbskie dinary matoły) A też 3 czy 5 euro w bilonie niech Wam kołkiem stanie. Widać debile nie mieli w co to wszystko zapakować to jeszcze mi torbę zasunęli, była taka sprytna bo po złożeniu zajmowała powierzchnię talerza. Na koniec jeszcze podprowadzili mi klucze płaskie 13 i 12, śrubokręt krzyżakowy i małe szczypce. I powiem Wam tyle sudańsko-egipskie matoły, żeby Was posrało, syfole jedne. Ja przez to nie zbiednieję, a Wy durnie się nie wzbogacicie, ale jak kiedyś tam się pojawię to po tych pustych łbach baseballem Was przelecę, to tyle w temacie. Akumulator też się sam nie rozładował, tylko matoły z kluczykiem kombinowały i w stacyjce zostawiły, nie widząc że światło pozycyjne się pali. Ale czego można wymagać od ludzi pierwotnych, którzy i tak nie wiedzą do czego światła w pojazdach służą i jak można ich użyć. Jeszcze jakieś wielkie butle na barce przewozili i oczywiście jedna z nich mocno do silnika dotykała, dobrze że tylko porysowała a nie wgniotła. Tak więc w jakąś niesamowitą (wręcz często mityczną serdeczność Sudańczyków, tak wynikało z kilku relacji) to ja jakoś za bardzo nie wierzę. U Rafała jakoś się im nie spodobało.

Swoje 5 minut miał jeszcze Kamal. Przyjeżdżam i Rafal mówi, że w porcie wbili mu w paszport jakąś specjalistyczną pieczątkę, przy okazji odbierania motoru.  (taka prostokątna ramka z jakimiś napisami po arabsku) No to mówię do Kamala, że ja też taką chcę. Grzebię coś przy motorze, patrzę kątem oka, a Kamal w moim paszporcie na kolanie prostokąt mi w paszporcie narysował i napisał coś w środku. Po czym z dumą oświadczył, że właśnie brakujący stempelek załatwił. Posrało Cię …  mówię do kolesia. Ale Kamal mocno najarany znowu dobrym towarem był i nie do końca jarzył w czym leży problem. Ale jak się dowiedział, że kasy ode mnie na oczy za taki paten nie zobaczy to nagle świadomość wróciła i pofatygował się jeszcze raz do portu. I teraz mam 2 pieczątki jedna normalna a druga made in Kamal, zobaczymy co powiedzą na drugiej granicy. Dostaliśmy też egipskie tablice rejestracyjne, ale jakoś nie chciało mi się ich montować więc wożę je sobie w kufrze. Liczne wyjazdy do krajów arabskich się przydały bo numer znam i na punktach kontroli wystarczy powiedzieć, że numer taki  i taki, ale nie pokarzę bo głęboko schowane i działa.

Wyjazd z Aswanu zatem nastąpił dopiero w południe i tak akurat żeby w największy upał.

Ciśniemy przez pustynię w stronę Luxoru, upał jak nie wiadomo co, 40+ cały czas na termometrze i do tego ten gorący wiatr. W połowie drogi zatrzymuje nas policja i mówi że dalej nie można, bo nas ktoś napadnie. A jak parę dni wcześniej tą samą drogę busikiem jechaliśmy to było bezpiecznie? Dalsza dyskusja z egipskimi matołami nie miała sensu bo i szkoda czasu było więc odbiliśmy w stronę Nilu i dalej do Luxoru razem z kozami, osłami po wiochach i miasteczkach. No i się zaczęło, hopek na hopku, hopiem pogania. Hopki są różne, duże i małe, z asfaltu, z kamieni i z piachu, Ukryte i oznakowane takie co urwą miskę olejową, albo urwą osłonę silnika. Do wyboru do koloru. Średnio co 300-400m. Więc dystans 100km jechaliśmy wolniej niż w Kenii na bezdrożach. W życiu tylu biegów nie zmieniłem. Pierwszy raz w lewej ręce od sprzęgał mi się odciski na pacach zrobiły. Do tego dochodzą jakieś pseudo blokady policyjne polegające na tym, że jakieś beczki albo barierki na drodze ustawią, tak żebyś musiał jechać zygzakiem, a w środku jeszcze kilka hopków. Powiem tak po przejechaniu kilkuset pierwszych hopków i blokad psychika mi siadła i miałem ochotę zsiąść z motoru na takiej blokadzie i walnąć jakimś kijem w te puste egipskie policyjne łby. Bo z bezpieczeństwem ruchu drogowego to na pewno nie ma nic wspólnego.

Jeszcze było dobrych parę kilometrów po frezowanej nawierzchni. Jak się po tym jedzie pewnie każdy motocyklista lub rowerzysta wie, ale u Nas jakoś te maszyny do frezowania jeżdżą prosto, a tutaj w Egipcie jeżdżą szlaczkami. Jak się po zakręcanych frezach jeździ motorem? No cóż zapraszam do Egiptu, ale żartów naprawdę nie ma.

Przy drodze cały czas mieliśmy kanał, a w nim tony, ale to tony śmieci i syfu wszelkiego, a smród nie do wytrzymania. Ale jakoś to małolatom w kąpaniu nie przeszkadza.

Zatrzymujemy się gdzieś na picie, wypijam colkę, odstawiam na chwilę puszkę na ziemi, podlatuje właściciel sklepu i od razu puszka ląduje w rzece, a właściciel sklepu taki dumny, że teraz ma czysto przed sklepem. Z takim podejściem flejtuchy egipskie nigdy do niczego nie dojdą. I jest to dla mnie chyba jedna z największych zagadek. Jak tym ludziom nie przeszkadza, że śmieci walą pod własne okno. Bywałem w wielu krajach, gdzie bieda była aż piszczy, ale są takie gdzie jest biednie ale czystko, a są takie gdzie ludzie sami sobie syf robią i są zadowoleni. Ale Egipcjan to chyba szybko nikt nie dogoni.

Kilka widoczków z drogi przez pustynię, od Nilu w kierunku Morza Czerwonego

Im bliżej morza tym tym droga ciekawsza i chociaż jakieś zakręty były

Na szczęście wszystko co złe skończyło się w dolinie Nilu i jak odbiliśmy do Safagi to zniknęły hopki, zniknęli ludzie, pojawiła się dobra droga i po 2 godz. byliśmy na miejscu. No cóż plaża publiczna w Safadze wygląda jak u Nas wysypisko śmieci, ale im to nie przeszkadza, każdy dorzuca coś od siebie i tak sobie w tym syfie leżą. Na szczęście nasz hotel w cenie 80 PLN ma i własną plażę i własny basen. Oj miło poczuć trochę luksusu.

Mieszkamy w miejscu gdzie na wczasy przyjeżdżają lokalesi więc turystów wakacyjnych z Europy  tutaj jeszcze nie ma ale już jest lepiej.

Jakoś ten Egipt mi nie podszedł i dzień, w którym z niego wyjadę będzie pięknym dniem         

Dystans: 453km. Total: 13 482km.

Komentarze : 1
2014-09-01 15:49:04 DominikNC

Masz prawo być zmęczony, to już ponad miesiąc.

  • Dodaj komentarz