Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

13.08.2014 19:35

Dzień 26. Z głową w chmurach. (ver. 2.0)

Udało się, nikt z muzeum po kasę nie przyszedł , a mógł bo z jednym kolesiem się ostro starłem kiedy on domagał się biletów. W końcu stwierdził, że w drodze wyjątku sprzeda nam bilet bez konieczności wracania do kasy biletowej. Kiedy powiedział 100 USD wtedy się zajeżyłem i ostro po nim pojechałem, że może od razu niech 1000 krzyknie. Potem jednak się okazało że faktycznie bilety były po 50. 

Okazało się też że w moim łóżku były inne żyjątka, sądząc po śladach to chyba znowu jakieś pchły. Wróciły wspomnienia z Kamerunu z poprzedniego wyjazdu :)

Pierwsze 2 godziny musieliśmy znowu stracić na drogę powrotną z Lalibelli do głównej drogi, znowu te kamienie i tarka tylko tym razem pod górę, wspinaczka na wyżynę na 3500m n.p.m. do łatwych nie należała,

Wszystko w chmurach. Dojechaliśmy po ponad 2h do głównej drogi, zwanej Chinese Road i wypiliśmy po herbatce w wiosce i w drogę ku Sudanowi.

Etiopskie śniadanie

Przedstawiciele lokalnej społeczności

Chyba małe zaloty.

Droga ładna bo wiedzie krawędzią wyżyny widoki w dół niezłe, pod warunkiem, że akurat nie ma chmur. Po paru minutach przyszły chmury i całą drogę przykryła chmura, widoczność spadła do może 5m. Redukcja do 30-40km/h i pomalutku, po paru minutach usłyszałem tylko straszny huk i ledwo co nie zaliczyłem gleby.

 

Do tej pory mam przed oczami wyłaniające się z mgły osły, które szły naprzeciw po moim pasie. Pamiętam ten osła łeb, zdążyłem tylko odbić kierownicą żeby nie przywalić w niego centralnie, ale… na kufer już nie wystarczyło miejsca. Przywaliłem w ośli łeb centralnie prawym kufrem. Wprawdzie prędkość nieduża, ale kufer urwało, jedno mocowanie (blacha stalowa o grubości 5mm pękło), a drugie się totalnie wygięło. Osioł tylko zajęczał i też padł na ulicę. Udało się wyhamować bez wywrotki, za sekundę zbiegli się Ci co postanowi gnać osły środkiem drogi w takiej mgle. Ale zimnej krwi nie straciłem i zanim jeden z pastuchów zdążył coś powiedzieć wyskoczyłem na niego z gębą.

Celowo, bo w takich sytuacjach zawsze jest afera, kto za uszkodzonego zwierzaka zapłaci. Koleś się skulił i tylko zrobił głupia minę, zawołał jakiegoś kolesia, żeby mi w naprawie pomógł. A co z osłem? Temat zbadać poszedł Rafał. Musiało to fajnie wyglądać ja po jednej stronie ulicy, a osioł po drugiej. Osioł ryczał przeraźliwie, jakieś dziecko jeszcze zaczęło płakać, ale… po ok 10 min. Rafał stwierdził że osioł ożył i wstał z gleby. Mamy to wszystko nagrane, bo Rafał jechał za mną i akurat włączył kamerę przed spotkaniem z osłem. Jak dojedziemy do cywilizacji to wrzucimy na youtuba razem z wczorajszą glebą :). Potem się jednak okazało, że osioł spotkanie z kufrem życiem swoim zapłacił, a z drogi zabrali go szybko miejscowi, żeby dowodów nie było. Patrząc po stanie mojego kufra, osioł długo będzie to spotkanie pamiętał. Myślę że prędko trawy nie poskubie no chyba że zawiozą go do dentysty i wstawią nową szczękę. No cóż przeżycie niesamowite. Naprawa tego co zostało z kufra potrwała 30 minut i byłem gotowy do dalszej jazdy.

Tak sobie myślałem jadąc wprawdzie szkoda kufra, ale jak sobie pomyślałem co by było gdyby to w osła przywalił to jednak chyba ktoś nade mną czuwa. I to już kolejna taka akcja w ciągu ostatnich 2 lat. Pytanie czy to kuszenie losu, czy tylko przypadek?

Spotkanie z osłem - live

Dalej obyło się już bez przygód, chociaż dzięki osłowi uniknęliśmy niezłej ulewy, sądząc po rzece płynącej drogą. Generalnie to cały czas jechaliśmy na granicy burzy, ale się udawało. Zjedliśmy jeszcze super śniadanio-obiad w przydrożnej „restauracji” i odbiliśmy w lewo ku Sudanowi.

Ujechaliśmy parę kilometrów i rozpętało się kolejne piekło, Zdążyliśmy się jeszcze ubrać i burza rozszalała się na dobre.

Pioruny waliły na lewo i prawo, było jakoś nie sympatycznie bo ciągle jechaliśmy pod linią wys. napięcia. W końcu pokonaliśmy ponad 100 km i uwaleni w błocie stawiliśmy się na granicy. Po drodze jeszcze minęliśmy zabitego osła, który sobie leżał na środku drogi i jakoś nikogo to nie interesowało. Tutaj tak już jest że bydło najlepiej się pędzi środkiem drogi, to nic że przy drodze mnóstwo miejsca skoro ulicą wygodniej. Pastuch niby ma te zwierzęta pilnować, ale jak wjedziesz w nie pojazdem to pierwszy daje nogę ze strachu przed złapaniem.

 

Po stronie Etiopii błoto po kostki, ale w parę minut się uwinąłem i wjechaliśmy do Sudanu. Było trochę stresu bo Etiopscy urzędnicy graniczni właśnie kończyli już pracę.

Ale w Sudanie milutko, zgodnie z relacjami ludzi Sudańczycy mają uprzejmość w naturze, ściągnęli odpowiednich ludzi, trochę było papierologi, ale w sumie wszystko zostało załatwione jak należy, z wyjątkiem rejestracji, której tutaj zrobić się nie da. Jak wyszedłem od celników to właśnie zrobiło się ciemno i był dylemat, jechać po ciemku, podobno ok 50km do jakiegoś hotelu czy poszukać czegoś na miejscu. W wiosce „hotel” był. Pokój był w namiocie gdzie na grząskiej glinie stały 2 łóżka. Kontrpropozycja pojawiła się od Pana celnika, który zaprosił nas na noc do ich domu służbowego. Dostaliśmy pokój z 2 łóżkami i nawet nas nakarmili.

A na koniec zaprosili na coś w rodzaju wesela. Bo był tylko Pan młody i tylko faceci. Jak nam wyjaśnili żeni się jeden z celników i to tylko gra wstępna do właściwej uroczystości. Fajnie sobie popatrzeć  jak sami faceci tańcują sudański pop.

Były też 3 laski z Etiopii (jakaś rodzina Pana młodego), zaloty lokalesów godne uwagi. Najfajniej było jak chcieli z nimi tańcować, mało je za włosy nie wyciągnęli na „parkiet” taki pęd do tańca mieli a one takie nieśmiałe były. Cała impreza odbywała się przy drodze, przed „urzędem” celnym, gdzie zaparkowaliśmy nasze motorki. Etiopczycy ze swoim dystansem mają się nijak do otwartych i serdecznych Sudańczyków.

 

W Etiopii tradycyjnie kiedy deszcz nie padał widoki były super Okolice Lalibelli

Chinese Road

Pozdrawiam z przejścia granicznego w Sudanie

Dystans 540 km. Total: 11 229km.

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz