• » RiderBlog
  • » zwyszomi
  • » Dzień 13. Pozdrowienia z kraju pieszych podróżnych (ver. 2.0)
Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

03.08.2014 18:54

Dzień 13. Pozdrowienia z kraju pieszych podróżnych (ver. 2.0)

No i pełni wrażeń po zwierzakach dajemy już na północ, ale wyszło że lepsza droga i widoki powinny być po stronie Malawi. Więc padła decyzja, że wjeżdżamy do Malawi.

Zaczęliśmy jednak od wizyty u Pana doktora motocyklowego, aby odebrać oponę po naprawie. Miejsce gdzie naprawialiśmy oponę ma nieco głębszą historię i motyw, mianowicie goście wypożyczają ludziom motocykle a pieniądze z tego procederu przeznaczają na opiekę zdrowotną dla najbiedniejszych. Tak więc przy okazji dołożyłem swoją małą cegiełkę do szczytnego celu.
 

Jak widać łatanie grzybkiem w moim wykonaniu im się spodobało więc na grzybka nalepili swoją łatę i teraz będę miał wrażenie posiadania zapasowej opony. Trzeba być optymistą w myśl zasady nic 2 razy w życiu się nie zdarza.

 

 

Małe śniadanko przed granicą.

 

No i się zaczęło jakby nie patrzeć dzisiaj 13-ty dzień wycieczki więc tylko czekać na problemy. Wyjazd z Zambii bez problemu chociaż po drodze udało się uniknąć przewałki na walucie. Znany trik tych co oszukują, najpierw oferują bardzo korzystny kurs, potem rzekomo mają same banknoty o małych nominałach, dają Ci niby odliczone, ale z błędem na Twoją korzyść, człowiek się podnieca a jak spojrzy do kieszeni to ma same gazety czy inny syf. Pamiętam dobrych parę lat temu tak mnie zrobiono chyba na 20 usd w Bukareszcie i bardzo chciałem przeanalizować ten trick. Machnęliśmy więc stówą, żeby rozpocząć akcję, tym razem stówę trzymał Rafał a ja niby liczyłem kasę i myk ..  wyłapałem moment podmianki, duma była z uratowanej stówy, ale trzeba się było ostro zabierać bo nie wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy.

 

Dojechaliśmy więc na granicę i po stronie Malawi pada hasło, że wizy potrzebne, to ja na to że wiemy i chcemy kupić. A tutaj się okazuje że do takiego manewru podobno jakiś świstek z ambasady jest potrzebny, zwany szumnie letterem. No to ja mówię że świstka chwilowo brak ale może się dogadamy. I tak albo oni Nas albo my skorumpowaliśmy. Koszt wizy 75 USD i trzeba było jeszcze dorzucić za ten niby letter. Tak więc co się udało zaoszczędzić na rozliczeniach za nocleg w Luangwa Park to grzecznie oddaliśmy jako łapóweczkę.

 

Wiadomość dla Zbycha i Maćka.  Niby korupcja i łapóweczki ale w porównaniu do łapowniczych klimatów na przejściu z Nigerią to tutaj można się było poczuć jak w Szwajcarii.

W każdym razie wizy nówki w paszporcie są i śmigamy po Malawi.
Krótki wyciąg z przepisów drogowych: 

 

Na początku małe rozczarowanie, bo momentalnie zniknęła sawanna a zrobiły się pola i zrobiło się też nudno. Fajne były 3 motywy kiedy na ulicy pojawili się jacyś lokalni chyba czarownicy tudzież wojownicy, zajebiście ubrani w jakieś maski i słomiane kubraczki, w rączkach machając zawzięcie czymś podobnym do siekiery lub motyki. Foty nie ma bo jakoś specjalnie przyjacielsko to nastawieni nie byli.

Potem wjechaliśmy w góry cisnąc w stronę dzisiejszego celu czyli wybrzeża jeziora Malawi. Aż tu nagle na środku drogi szlaban i napis że Park Narodowy się zaczyna i motkiem nie wolno.

 

Pan policjant aż się cały trząsł od tej gestykulacji żeby zawracać. Spokojnie , technika nr. 1 uścisk dłoni – facet się rozładował. Ale mówi że są zasady i że on ich łamać nie może, potem dodaje że tak naprawdę to nie powinien. Ale jakbym mu coś odpalił … Technika nr. Poklepanie po ramieniu, małe objęcie, 5 x piątka, prawie miś i tłumaczę człowiekowi co ja sobie o jego kraju pomyślę ja mu tutaj dam w łapę. Prawie daliśmy sobie buzi i tak oto zanotowaliśmy nielegalny przejazd motkami przez Park. Pan tylko krzyczał żeby na Simbę uważać. A że w Parkach dróg nie asfaltują, to dobrych kilkadziesiąt km off roadu z piękną tarką, łapa jeszcze teraz boli. 

 

Potem pojawiło się pytanie co powiedzieć na kolejnej bramce przy wyjeździe? Wybrałem rozwiązanie siłowe. Dziura między palikami akurat pasowała na motor więc w palnik, Rafał za mną  i za nim się połapali o co chodzi zwiedzanie parku było zaliczone.

Malawi to kraj rowerzystów i pieszych, a raczej pielgrzymów.

Z paliwem zawsze tutaj było niefajnie. Teraz przynajmniej jest ale za 2 USD/litr. Więc jeżdżące samochody na palcach u jednej ręki można policzyć. Do przewozu towarów służą rowery, które nawet mają rejestrację, postaram się zrobić fotę. Są też chyba przewozy rowerowe dla osób, ale także np.: dla kóz. Koza leży na boku przywiązana do kwadratowej płyty, a płyta przywiązana jest do bagażnika w rowerze. I koza jedzie. Generalnie jak już samochód jedzie to wypakowany jest ludźmi na maksa.

 

 

Zatrzymuje się stary sedan, na odpoczynek, a tutaj nagle, bagażnik się otwiera i wyskakuje Pan w garniturze, niczym Pan młody jadący na własny ślub. A tak naprawdę, to widać sporą biedę i te tabuny ludzi idących pieszo po ulicy, a odległości między wioskami nie są małe.

 

Dojechaliśmy nad jezioro Malawi, jezioro prawie jak morze, brzegu nie widać, szum fal słychać z pokoju, tylko woda słona. Mieszkamy w hoteliku na plaży, warunki powiedzmy surowe, ale spoko bywało gorzej. Woda bieżąca jest. Malawi ewidentnie jest najbiedniejsze z dotychczas odwiedzonych krajów. Rafałowi się okolica nie podoba a mi się akurat podoba. Poza tym trzynasty dzień to jednak ma coś w sobie niedobrego i dobrze że się właśnie kończy.

Wieczorne życie w wiosce z małym wybuchem w tle :)
 

No i jedna chyba z piękniejszych sesji pt. "Widoczki afrykańskie - Malawi"

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dystans 620 km. Total: 5 521km 

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz