Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

28.07.2014 20:27

Dzień 10 Prawdziwa Afryka (ver. 2.0)

Tym razem zacznę od końca bo to czego świadkami jesteśmy bije wszystko to co do tej pory widzieliśmy i co widziałem podczas poprzedniego przejazdu przez Afrykę. I jest to chyba coś o czym pewnie marzy każdy, którego ambicje wykraczają poza dobre jedzenie i wygodną miejscówkę na plaży.

Minęła 17ta, ponieważ na drodze spory ruch, dodatkowo w Zambii pojawiły się hopki więc jakakolwiek jazda po zmroku totalnie odpadała. Akurat jedziemy w kierunku Chipata z Lusaki w stronę parku narodowego South Luangwa, gdzie mamy odbyć jakieś małe safari.  Nawigacja pokazuje, że za chwilę kilometr od drogi powinny być domki nad jeziorem. Jezioro zlokalizowane „domki” także. Okazało się że nawet ktoś tam jest, pytamy o pokoje, słyszymy że kompleks dysponuje jednym pokojem i żeby lepiej najpierw go zobaczyć. No cóż wyglądał dość surowo, czyli 4 ściany i podłoga. No cóż spanie mamy ze sobą więc problemu jakiegoś nie ma, z tym że okazało się że nie ma jakiejkolwiek wody. Pytam się gości  ile to kosztuje, na co gość mówi że nie wie bo jeszcze nigdy się tutaj nikt nie zatrzymał, ale zadzwoni do dyrektora wioskowej szkoły to on mu powie ile. Najbliższe miejsce do spania za ok 150 km. Więc szybka decyzja żeby wrócić do pobliskiej wioski i kupić wodę do gotowania. Zajeżdżamy do wioski w czymś co pełni rolę sklepiku kupujemy 4 ostatnie buteleczki wody i już mamy wracać na kwaterę gdy pytam gościa czy w wiosce jest ktoś kto mógłby Nam przygotować jakieś jedzenie. Słyszę, że trzeba pójść do dyrektora „szkoły” on będzie wiedział. Podjeżdżamy do wioskowej placówki oświatowej, pytamy o jedzenie.

Gość najpierw kręci nosem w obawie że to co oni jedzą może nam nie smakować, ja mówię że my spoko elastyczni goście jesteśmy. Akurat w szkole było robienie wspólnego posiłku. Za chwilę dostajemy 2 talerze super mięsa z soją i czym co pełni rolę ziemniaków a chyba jest raczej zwykłym ciastem z mąki i wody.

Nieważne, smakuje super i to nie dlatego że jakoś super głodni jesteśmy, po prostu wyżerka super. Jemy w szkole i tak nagle wypalam do gościa że może by tu się dało jakoś zanocować bo w domku nad jeziorem nie ma wody. Dyrektor znowu kręci nosem, ale okazało się że dlatego że na terenie szkoły jest tylko jedno wolne łóżko, a nas jest 2. Mówię że cały sprzęt mamy na co gość to super zostajecie z nami na noc. Po jakimś czasie nagle lądują w szkole 2 materace, dowiadujemy się też że kojarzą Polskę, bo obsługuje ich jakiś misjonarz polski z Lusaki.


Jeszcze tylko wieczorna toaleta pod pompą i można spać.
Poza tym pod szkołą stoi zaparkowany Ursus.
 

Myjemy się pod pompą, woda super ciepła, gadamy jeszcze z dyrektorem o szkole. Okazuje się że to szkoła jedyna na okolicę więc budynek obok pełni rolę internatu, bo sporo dzieci jest z odległych wiosek, dodatkowo są jeszcze sieroty.
Wokół szkoły

 

Pomału układamy się do spania bo w wiosce praktycznie nie ma światła i …. nagle szok !!!

Ustają śpiewy dziewczyn z Internatu i sala w której mamy spać pomału zapełnia się młodzieżą (bo to na oko Nasze gimnazjum lub początek liceum. Jest kompletnie ciemno, nagle zapalają 2 „żarówki” które dają tyle światła że można cokolwiek zobaczyć. Patrzę a każdy z nich przynosi jakieś zeszyty i zaczynają się uczyć.

Elementarz

Zapada kompletna cisza, każdy w skupieniu i ciszy odrabia lekcje. Nie ma tutaj żadnego nadzoru, nauczyciela czy czegoś w tym stylu. Zaczynam sobie to porównywać z naszą rozkapryszoną, rozpieszczoną i czasami po prostu głupią młodzieżą. Mija godzina i druga a oni wciąż siedzą i się uczą, chociaż teraz pozbierali się w grupki i dyskutują nad książkami. Pytam się chłopaka czy to tak zawsze. On mówi że tak. Szkołę założyła parą biały ludzi, których zdjęcie wisi na ścianie i dzięki temu dzieci maja naukę za free. Mówi że jak się nauczą czytać i pisać to może komuś się poszczęści i uda wyjechać do miasta. To jest ich całe marzenie.

Lekcja geografii na zewnątrz:

No i Pan dyrektor
 

I co tu powiedzieć ? Z jednej strony mi też nikt niczego nie załatwił, wydaje się że do wielu rzeczy doszedłem własnymi siłami, ale przy tej postawie młodzieży chylę czoła, bo jednak warunki startu miałem delikatnie mówiąc inne. Nie robię zdjęć bo byłoby to po prostu niesmaczne. Niech każdy z czytających sobie wyobrazi, salę w półmroku, kilka obskubanych stołów, jakieś drewniane ławki i w sumie ze 20 młodych osób walczących o lepszą przyszłość. A ja po powrocie co, pewnie będę sobie kanały przerzucał w TV ale robił inne durne rzeczy, oj jaki ten świat jest nie równy. Czuję że ten wieczór pozostanie na zawsze w mojej pamięci i wspomnieniach o prawdziwej Afryce. Nawet nie wiadomo jak ta wioska się nazywa, bo to zaledwie kilka chatek i nieco wydzielone terytorium szkoły, do którego jak zauważyliśmy wioskowi nie mają wstępu.

A poza tym wjechaliśmy do Zambii.

 


Komitet powitalny

Na granicy bez problemów ale papierologia w sumie zajęła z godzinkę. Wiza dwukrotna do Zambii 80 USD, podatek drogowy 10 USD i w drogę. Jeszcze taka mała rzecz, ale nieosiągalna dla intelektu polskich urzędasów. Okazało się że trzeba jeszcze zapłacić za dokument tymczasowego importu pojazdu, jakieś grosze może ze 20 PLN, z tym że trzeba płacić w lokalnej walucie (nazywa się Kwacha). Mówię że nie mam więc niech Pan poczeka to pójdę poszukać kogoś kto mi dolce wymieni. A gość mówi nie ma problemu, dopiszę żeby Pan zapłacił przy wyjeździe. W tym momencie jedną ręką musiałem poprawić koparę, która mi właśnie opadła. I co biurokraci polscy, można używać własnego mózgu od czasu do czasu, ale co wy z tego zrozumiecie, jak wam ktoś tego w jakiejś debilnej ustawie nie napiszę to wy nic własnego nie wymyślicie.!!!

Zambia ładna, na koniec dnia pojawiły się już zielone drzewa, to znak że pomału zbliżamy się do równika. Po kolacji wyszedłem ze szkoły na dwór, co za niebo !!!. Dodam że ostatni raz chmurę widziałem chyba z tydzień temu. Dyrektor ostrzega Nas też przez malarią, jakby czując to od 2 dni bierzemy tabletki. A towarzystwa tutaj faktycznie różnego sporo lata.

Była jeszcze niezła akcja gdzieś w jakimś miasteczku w drodze. Zatrzymaliśmy się w sklepie kupiliśmy coś do jedzenia. Problem pojawił się kiedy bułeczki sprzedawano po 10 sztuk albo po 15, nam potrzeba było tylko 2. No ale wziąłem całą torbę. Siedzę i myślę co z tym fantem zrobić. Szło akurat jakieś dziecko więc poczęstuję pomyślałem. Wystawiłem torbę z bulkami i nagle tylko zakotłowało się i powstała piłkarska kanapka jak po zdobyciu gola. Na dole nasze bułeczki na nich ok 10 dzieciaków, które zaczęły się o nie bić. W końcu krzyknałem i po paru minutach każde z nich zajadało się świeżą bułeczką. Dziwne uczucie. Zaobserwowane gdzieś w Zambii

 

Pozdrawiam i dobranoc z magicznego miejsca gdzieś w Zambii. Życzę żeby każdy z Was czego takiego doświadczył

zbyszek

Dystans 590 km. Total: 4 321km

Na koniec tradycyjnie sekcja widoczki, tym razem Zambia

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz