21.01.2013 08:46
Dzień dwudziesty drugi: lekcja pokory po kameruńsku (czwartek 17-1)
Plan był taki aby zaliczyć prawdziwy afrykański off-road. No i faktycznie wczorajszy odcinek od granicy Nigeryjskiej do Mamfe taki był (opona załatana wczoraj trzyma doskonale, dzisiaj przeszła prawdziwy chrzest bojowy).
W Mamfe zaczął się asfalt, mapa pokazywała super główną
drogę w kierunku Douali. I tak też było, ale na początku. Nagle
asfalt odbił do drogi która zgodnie z mapą miała mieć
najgorszą jakość, a nasza główna zamieniła się w czerwony,
gliniany szlak. Do kolejnego miasta 180 km. No i zaczęło się,
słońce, piach i wszechobecny kurz.
Trzeba było zdjąć ubranko i zostać w t-shirtcie, dobrze się
nasmarować, zdjąć kask, okulary i czapka na głowę i jakoś dało
się jechać. Daleko nie ujechaliśmy mój motor przypomniał
swoją obecność, wskaźnik chłodzenia nagle zwariował, myśleliśmy
że podczas wczorajszych wywrotek się wylał się płyn z chłodnicy,
ale wyszło że jest OK. Po paru minutach sam się naprawił i tak
już było do końca dnia. Tymczasem na drodze średnia prędkość to
ok 30 km/h. Szybki rachunek, wychodzi że parę godzin się tutaj
posmażymy. Tym razem na drodze nie było dużo dziur ale droga
składała się z muld. Muldy dosłownie wszędzie. Chyba sobie do CV
dopiszę: umiejętność pracy z młotem pneumatycznym albo wiertarką
udarową wiele godzin non-stop. Potem doszły kamienie więc jazda
odbywała na 1-2 biegu. Muldy były takie, że chłopakom reflektor i
zderzak się odkręciły.
Niestety z przeciwka wyminęło nas parę samochodów,
znowu kurz wszędzie. Nad drogą pracowaliśmy 6 godzin. Było
ciężko, było nawet zajebiście ciężko, ale za to widoki dech
zapierające. Góry, roślinność, odgłosy wydawane przez
zwierzęta , a ty w środku mając las tropikalny na wyciągnięcie
ręki. Zawsze chciałem być w takim prawdziwym lesie.
O 16 dojeżdżamy do asfaltu. Próbuję się domyć, bez
skutku, potem jeszcze raz i raz jeszcze, pomału kurz zaczął się
rozpuszczać w wodzie. Zjedliśmy i w drogę. Początek niezły.
Niestety po drodze pojawia się Douala, miasto masakra.
Chyba pół Kamerunu próbuje przejechać po jedynej
sensownej drodze. Całe miasto , nawet koło 20 –tej w
totalnych korkach. Mi udało się szybciej przejechać ale chłopaki
musieli się dłużej przebijać w korkach. Dzisiaj ja szukałem
hotelu, bo chłopaki cały czas czekali w korkach. Jak zobaczyłem
Maćka ledwo wychodzącego z samochodu i praktycznie leżącego na
masce było jasne że chłopaki dobrze w kość też dostali. Ze
względu na niekończące się korki do hotelu dotarliśmy ok 22. Jest
super: prąd i woda bieżąca, czego potrzeba więcej. Mój
pokój jest OK, ale chłopaki muszą jeszcze powalczyć z
oryginalnymi mieszkańcami pokoju. Jutro jedziemy obadać plaże
Kamerunu i to jest dobra wiadomość. Zła jest taka że aby
wrócić do głównej drogi znowu czeka Nas 180
km przez dżunglę, pewnie będzie ostro. Druga dobra wiadomość
to póki co Zbychu nie ma żadnych objawów po tym jak
przyczepił mu się afrykański kleszcz do nogi. To był pierwszy
dzień, w którym wpis kończę rankiem następnego dnia.
Dłonie mnie tak bolały że nie dałem rady. Wilgoć daje się we
znaki, nic już nie schnie. Znowu pobity rekord ubrudzenia i
zapachów wydawanych przez ubranie z dnia.
Pozdrawiamy
PS
Chłopaki znowu pozdrawiają zakład przy Modlińskiej.
Tym razem dziękują za rzekomą wymianę i weryfikację stanu łożysk
i przedniego mostu
Archiwum
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- wrzesień 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- kwiecień 2012
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Offroad (113)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)