• » RiderBlog
  • » zwyszomi
  • » Dzień dwudziesty drugi: lekcja pokory po kameruńsku (czwartek 17-1)
Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

21.01.2013 08:46

Dzień dwudziesty drugi: lekcja pokory po kameruńsku (czwartek 17-1)

Plan był taki aby zaliczyć prawdziwy afrykański off-road. No i faktycznie wczorajszy odcinek od granicy Nigeryjskiej do Mamfe taki był (opona załatana wczoraj trzyma doskonale, dzisiaj przeszła prawdziwy chrzest bojowy).


Poranne mycie

W Mamfe zaczął się asfalt, mapa pokazywała super główną drogę w kierunku Douali. I tak też było, ale na początku. Nagle asfalt odbił do drogi która zgodnie z mapą miała mieć najgorszą jakość, a nasza główna zamieniła się w czerwony, gliniany szlak. Do kolejnego miasta 180 km. No i zaczęło się, słońce, piach i wszechobecny kurz.

Trzeba było zdjąć ubranko i zostać w t-shirtcie, dobrze się nasmarować, zdjąć kask, okulary i czapka na głowę i jakoś dało się jechać. Daleko nie ujechaliśmy mój motor przypomniał swoją obecność, wskaźnik chłodzenia nagle zwariował, myśleliśmy że podczas wczorajszych wywrotek się wylał się płyn z chłodnicy, ale wyszło że jest OK. Po paru minutach sam się naprawił i tak już było do końca dnia. Tymczasem na drodze średnia prędkość to ok 30 km/h. Szybki rachunek, wychodzi że parę godzin się tutaj posmażymy. Tym razem na drodze nie było dużo dziur ale droga składała się z muld. Muldy dosłownie wszędzie. Chyba sobie do CV dopiszę: umiejętność pracy z młotem pneumatycznym albo wiertarką udarową wiele godzin non-stop. Potem doszły kamienie więc jazda odbywała na 1-2 biegu. Muldy były takie, że chłopakom reflektor i zderzak się odkręciły.

Niestety z przeciwka wyminęło nas parę samochodów, znowu kurz wszędzie. Nad drogą pracowaliśmy 6 godzin. Było ciężko, było nawet zajebiście ciężko, ale za to widoki dech zapierające. Góry, roślinność, odgłosy wydawane przez zwierzęta , a ty w środku mając las tropikalny na wyciągnięcie ręki. Zawsze chciałem być w takim prawdziwym lesie.

O 16 dojeżdżamy do asfaltu. Próbuję się domyć, bez skutku, potem jeszcze raz i raz jeszcze, pomału kurz zaczął się rozpuszczać w wodzie. Zjedliśmy i w drogę. Początek niezły. Niestety po drodze pojawia się Douala, miasto masakra.

Chyba pół Kamerunu próbuje przejechać po jedynej sensownej drodze. Całe miasto , nawet koło 20 –tej w totalnych korkach. Mi udało się szybciej przejechać ale chłopaki musieli się dłużej przebijać w korkach. Dzisiaj ja szukałem hotelu, bo chłopaki cały czas czekali w korkach. Jak zobaczyłem Maćka ledwo wychodzącego z samochodu i praktycznie leżącego na masce było jasne że chłopaki dobrze w kość też dostali. Ze względu na niekończące się korki do hotelu dotarliśmy ok 22. Jest super: prąd i woda bieżąca, czego potrzeba więcej. Mój pokój jest OK, ale chłopaki muszą jeszcze powalczyć z oryginalnymi mieszkańcami pokoju. Jutro jedziemy obadać plaże Kamerunu i to jest dobra wiadomość. Zła jest taka że aby wrócić do głównej drogi znowu czeka Nas 180 km przez dżunglę, pewnie będzie ostro. Druga dobra wiadomość to póki co Zbychu nie ma żadnych objawów po tym jak przyczepił mu się afrykański kleszcz do nogi. To był pierwszy dzień, w którym wpis kończę rankiem następnego dnia. Dłonie mnie tak bolały że nie dałem rady. Wilgoć daje się we znaki, nic już nie schnie. Znowu pobity rekord ubrudzenia i zapachów wydawanych przez ubranie z dnia.

Pozdrawiamy

PS
Chłopaki znowu pozdrawiają zakład przy Modlińskiej. Tym razem dziękują za rzekomą wymianę i weryfikację stanu łożysk i przedniego mostu

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz