03.09.2014 12:06
Dzień 37. Jakoś tak dziwnie (ver. 1.0)
Te pasy na drogach, te drogowskazy , te samochody jakieś takie zwykłe i normalne. Jakby klaksony mieli wszyscy popsute, jakby te wszystkie check pointy jakoś pozamykali, a może było za wcześnie i jeszcze nie otworzyli?
Izrael to mały kraj, ale chudy i długi więc 420km trzeba było zrobić. Pierwszy raz byłem na pustyni Negev i nawet całkiem ładne widoczki. Jak się dokładnie popatrzy na te skały to ewidentnie widać, że tam kiedyś morze było, tylko gdzieś wyparowało. Pewnie to naukowo jest stwierdzone, ale jakoś nie było okazji o tym poczytać. Tematem się zainteresowałem to sprawdzę, chyba że ktoś z forumowiczów może coś na ten temat wie?
Trzeba było się przestawić o 180 stopni. Z walki o życie na swoim pasie do czytania informacji o rozjazdach na szerokaśnych izraelskich autostradach i drogach szybkiego ruchu. Gdyby ktoś potrzebował wiedzieć to oficjalnie płatna jest tylko autostrada nr. 6, chociaż np.: na autostradzie nr. 1 są wydzielone pasy dla tych, którzy chcą płacić.
Tak się martwiłem, że przerwa w podróży jakoś wytrąci rytm, ale powiem szczerze że im bliżej było Haify tym gęsia skórka większa. Tak sobie człowiek jechał i sobie przypominał te wszystkie miejsca, przygody i zdarzenia. Wiadomo to jeszcze nie koniec, bo trzeba do domu dojechać a to ze 2 tys. km jeszcze, ale … tą traskę to ja już kiedyś i rowerkiem pokonałem, a poza tym Europa to się nie liczy. Wyjazd był głównie Afrykański to się już właściwie skończyło.
Miłe momenty na drodze, samochód na lewym pasie, machają z za szyby, kciuk do góry. Czasami na stacji benzynowej można spotkać motocyklistów, na swoich nieprzyzwoicie czystych maszynach, w nieprzyzwoicie czystych strojach, jakby prosto ze sklepu. Goście się przyglądają i kiwają głowami. Fajny motyw, bo ze względu na dodatkowy bak mają największy problem z ustaleniem co to za motor :).
No i tak po paru godzinkach dojechało się do Haify, bo tam jest port, z którego można przewieźć motocykl z Izraela do Europy. Ze względu na akcje wojenne opcji zbyt wielu nie ma, opcja nr. 1 to trasa do tureckiego Iskenderun (2 razy w tygodniu – ok niedzieli i środy, trochę to zależy kiedy statek z Egiptu dociągnie, bo Haifa jest przystankiem po drodze). Cenowo dokładnie podam jutro ale koszt to ok 200USD (za motor), niestety z pasażerami jest gorzej, bo jest raptem kilka kabinek dostępnych a na decku nie pozwalają więc trzeba do Turcji dojechać własnym sposobem by odebrać motor. Samolocik to koszt ok 400 PLN (trzeba śmigać przez Istambuł). Inna opcja to prom tym razem pasażerski kursujący do Grecji, przez Cypr. Cenowo może odstraszyć, bo do Cypru to 200 EUR za motor i chyba 400 EUR za motor do Grecji. Desperaci mogą płynąć razem (do Grecji to ze 3 dni) i płacić za pobyt kolejne 200-300 EUR. Taniej jest polecieć samolotem i odebrać pojazd w porcie. Z Cypru (z tureckiej części) prawie codziennie pływa prom do Turcji. Zatem druga opcja jest mocno dłuższa.
A jak wyjdzie w praniu to się zobaczy jutro. Czas podróży statkiem do Iskenderun to 20 godzin, chyba wiosłują bo dystans nie wygląda na jakiś gigantyczny.
I tak pomału kończy się przygoda, przez duże P. Pewnie wypadałoby powiedzieć przygoda życia, ale tak nie można, bo jeszcze kawał przed nami i nigdy nie wiadomo co nas czeka. Teraz czas na realizację przemyśleń i postanowień które powstały podczas godzin na drodze. Czas ustawić lepiej pewne priorytety, czas ustalić czym się zajmować a czym nie, czas na zmiany … by móc jeszcze kiedyś cos podobnego przeżyć.
Wiadomość dla Maćka i Zbycha. Zdecydowanie potwierdzam, że możemy żałować, że na Nasz pierwszy wyjazd wybraliśmy zachodnią Afrykę, ale kto wiedział … Nie ma nawet sensu porównywać tych 2 tras. Na zachodzie jest katowanie a tutaj oglądanie. Nawet jak się uwzględni Egipt z tymi całymi jego kretynizmami to wychodzi naprawdę pięknie. To co człowiek zobaczył tego nikt nigdy mu nie zabierze, a spotkani ludzie pozostaną inspiracją na długo. I chyba jest to pierwszy raz, kiedy z chęcią do niektórych z nich powrócę. Bo do tej pory było tak, że po przyjeździe spisane numery telefonów gdzieś się gubiły, wizytówki znikały a człowiek zaraz wpadał w codzienną gonitwę.
Oj dobrze tak sobie raz na jakiś czas mózg zresetować, a z drugiej strony akumulatory są naładowane jak nigdy dotąd, oby tylko energia z nich popłynęła w dobrą stronę.
Dystans: 426 km. Total: 15 088km.
Archiwum
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- wrzesień 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- kwiecień 2012
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Offroad (113)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)