19.07.2014 21:21
Dzień 02 Flesz celebrycki odc. 2 (ver. 2.0)
A tutaj nocowaliśmy, domek do dyspozycji za 50 US i trochę folkloru
Plan był taki że z rana wypływamy na nurkowanie z rekinami.
Nie trzeba było być wilkiem morskim by wykombinować że z wyprawy
nici, fale na parę metrów, a wyjście z „port”
na żyletki ze skałami.
Poza tym gość u którego to zamawiałem nawet się nie
pojawił, nawet na SMSa nie odpowiedział, burak jeden. Więc wyszło
na to że z rekinów nici, podobno następnego dnia miało
mniej wiać, ale wiadomo jak to jest z prognozami. Szkoda, szkoda
bo taka sweet focia z rekinkiem byłaby bardzo pożądana
…
Tych zatem nie polecamy
Ruszyliśmy zatem na przylądek Igielny, dla mnie była to trochę podróż sentymentalna, ale Rafał był tam pierwszy raz, poza tym sam chciałem dojechać tam gdzie ostatnio nie dojechałem na motocyklu. Mniej wiał, tzn tak że nie trzeba było się trzymać kierownicy żeby nie odfrunąć, za to nie padało a jak słońce świeci to zawsze nastrój lepszy .
Uruchomiłem sobie muzę w kasku i dalej ognia. A jak muza dobra to i w rytm można jechać i główką w rytm pokiwać, ciekawe co sobie kierowca za tobą jadący myśli, że pewnie jakiś z tikami nerwowymi posuwa po drodze.
No i się zaczęło, jak tylko zajechaliśmy to mały tłumek się
pojawił, z każdym trzeba było pogadać, z każdym piątkę przybić,
każdego historii posłuchać. Ech te bycie gwiazdą to męczące jest
:)
A tak na poważnie to była mała duma, że dojechałem tam gdzie rok temu się nie dało, bo głowa ledwo szyi się trzymała, a szyja ledwo reszty się trzymała, a wystające nieco żebra też jakoś uwagę odwracały, a teraz póki co wszystko na miejscu. I motoru nie trzeba było jedną ręką trzymać żeby się nie rozpadł i kierownica jakoś prostsza i jakoś się w dwie strony skręcać dało.
Szybko wtopiliśmy się lokalną kulturę wybierając na śniadanie
tradycyjne fish & chips, jak Ci ludzie mogą to jeść.
A potem się okazało że droga asfaltowa się skończyła i zaczęła
się glinka, na szczęście zdążyło nieco wyschnąć, chociaż i tak
czasami było jak na ślizgawce, ale tym razem obyło się bez gleby.
Oj psychika słaba i pamięć ostatniego dachowania wciąż świeża bo
ostro się spociłem, aż trochę wstyd przed Rafałem było, ale spoko
z czasem się odważę.
Poza tym tak się na wyprawę
wybrałem że nie miałem miejsca już na buty motocyklowe więc
posuwam w adidaskach z poprzedniej wyprawy. A adidaski nie lubią
jak się je moczy bo potem zapach afrykański długo trzymają i
pamiętam że po powrocie długo się go pozbywałem. Więc butki i
motor tylko tak kontrolnie ochlapane zostały, żeby się
podlansować dało.
Coś jakby Bolek i Lolek lub Flip
i Flap. Może od jutra będę jechał drugi bo Rafał zdecydowanie
budzi większy szacunek, przynajmniej w kategorii obuwie :)
Poza tym RPA na południu jest piękne, super krajobrazy,
ogromne przestrzenie, bez żywego ducha, nic tylko jechać. Słońce,
muzyczka i piękne widoczki ech dla takich chwil warto żyć. Tylko
ten wiatr straszny, raz jak dodałem gazu to myślałem że mi kask
odpadnie razem z głową chyba.
Gdyby ktoś się przypadkiem
pojawił na przylądku Igielnym to z czystym sercem mogę
polecić hotelik o swojskiej nazwie backpakers, super klimacik w
środku.
I już mieliśmy zapomnieć o tych rekinkach aż nowa idea się pojawiła, którą chyba z sukcesem wcielimy w życie jutro. Pojechaliśmy 250km na wschód i zjechaliśmy nad morze i jutro o 13 mamy dać nura, przynajmniej tak obiecywali jak zaliczkę brali :)
Mieszkamy w klimatycznym hotelu w mieście Mossel Bay, chyba
nazywa się po prostu backpackers. Załoga wygląda tak jakby przed
chwilą odstawiła od nosa dobrą działkę więc jest klimacik,
zamiast noszenia w rekach kluczy, czy czegoś tam co nosi normalny
pracownik hotelu oni zawsze dzierżą dzielnie browarka, ale spoko
wszystko jest czyste i zadbane po prosu nie ma zbytniego
napinania się. Mają nawet regulamin, żeby go przeczytać trzeba
siedzieć na klopie :)
A na koniec sekcja pt oczami motocyklisty
Ponieważ nie było już kogo
fotować to sobie takiego selfika małego cyknąłem
A tutaj parka holendrów na
innych bikach. Oj czuję że do wypraw rowerowych jeszcze będę
musiał wrócić. Podróże samochodem to nie to, motor
jest naprawdę OK, ale jak dobrą trasę pokonasz na rowerze to jest
prawdziwa satysfakcja
Pozdrowienia
PS
Dystans: 377 km, Total: 654 km
Archiwum
- wrzesień 2014
- sierpień 2014
- lipiec 2014
- czerwiec 2014
- maj 2014
- kwiecień 2014
- marzec 2014
- luty 2014
- styczeń 2014
- grudzień 2013
- wrzesień 2013
- czerwiec 2013
- maj 2013
- kwiecień 2013
- marzec 2013
- luty 2013
- styczeń 2013
- grudzień 2012
- listopad 2012
- kwiecień 2012
- wrzesień 2011
- sierpień 2011
- lipiec 2011
- czerwiec 2011
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Offroad (113)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)