• » RiderBlog
  • » zwyszomi
  • » Dzień dwudziesty czwarty: szok przeżyty w Gabonie (sobota 19-1)
Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

21.01.2013 08:49

Dzień dwudziesty czwarty: szok przeżyty w Gabonie (sobota 19-1)

No cóż Gabon nie należy do najbardziej rozpoznawalnych czy popularnych krajów Afryki, a szkoda.

Ostatnio organizował razem z Gwineą Puchar Narodów Afryki w piłce nożnej, a teraz odbywa się w nim jakiś afrykański wyścig kolarski.

Jakiś czas temu pewien niski polski polityk też porównywał Gabon do czegoś (tylko już nie pamiętam do czego).

Ale zanim o Gabonie. Dzień rozpoczęliśmy w marnych nastrojach, szczególnie chyba ja. Zmieniłem olej, posprawdzałem co się dało no i próba zapalenia silnika. Póki co lampka się nie świeci. Pora na jazdę próbną przy okazji dostałem zadanie kupić pieczywo. No i tutaj mały szok, czuję się jakbym siedział na chopperze, wczorajsze holowanie motocykla i działanie pasów mocujących kierownicę trochę ją wykręciło i zrobiła się jakaś niska. Poza tym przy próbie skrętu waliłem nią w dodatkowy zbiornik paliwa. Sam zbiornik miał już dobry ślad po wczorajszym holowaniu.
Kupiłem pieczywo, chcę zakręcać a tu nie ma włącznika lewego kierunkowskazu. Też nie wytrzymał wczorajszego holowania. Na szczęście nie odpadł tylko sobie dyndał. Trzeba było podumać co robić dalej. Kierownicę doprowadziłem do działa dość szybko, z kierunkowskazem poszło wolniej ale też udało się naprawić. A zatem w drogę do granicy z Gabonem. To było najdłuższe 100 km w moim życiu bo tylko patrzyłem czy i kiedy się zapali moja ulubiona lampka. Dojechaliśmy do granicy, wygląda że z olejem chyba OK.

Przy okazji mało nie usnąłem bo poszedłem spać ok pierwszej w nocy a o 7 już dłubałem przy motorze. Na granicy kameruńskiej poszło sprawnie (w miarę). Czy podobał Nam się Kamerun. Trudno kogoś winić, że deszcz zamienił drogę w bajoro. To może posłużyć jako dobry trening przed drogami w Kongu. Ludzie baaarrrrdzo symapatyczni, uczynni i jednocześnie ciekawi białych, no i natura w najczystszej postaci.
Znaleźć się w środku tropikalnego lasu, wsłuchać się w w odgłosy lasu – coś niezapomnianego. Niektórych odgłosów nie jest w stanie wydać żaden ptak. Nie wiem czy jedziemy o nieodpowiedniej porze czy niewłaściwymi drogami ale ostatni biały człowiek jakiego widzieliśmy to było chyba w Burkinie w hotelu.

Jak leżałem w błocie sami przychodzili i pomagali czyścić motor z gliny, trafnie podsunęli pomysł dlaczego motor się przewraca. Z drugiej strony to trochę irytujące, że chińskie motorki 125 cc pokonywały glinę bez wywrotki, fakt masa mojego była pewnie ze 4 razy większa. Wielkie mi cudo BMW, niech inżynierowie podpatrzą jak to się robi w Chinach.

Po jednym z wczorajszych upadków strasznie boli kilka żeber, przywaliłem klatką o koniec kierownicy, jak lądowałem w glinie, wczoraj nie czułem, ale dzisiaj trudno się dotknąć. Wczorajszy przybytek hotelowy nie był dobrym wyborem. Mnie i Zbycha strasznie pogryzły chyba pchły na nogach.
 

Chłopaki podobno nawet podnieśli materac, ale mówili że nie chcą mówić o tym co tam zobaczyli. Pytanie zasadnicze dlaczego Maćka nie pogryzły wieczorem:). Teraz nogi wyglądają mocno nieciekawie.

Przy okazji znalazłem dobry sposób na ból odparzanego zadka od siedzenia. Siedzenie niby full wypas, ale przy temperaturach powyżej 35 stopni nie spisuje się dobrze. Zadziałał stary dobry sposób z roweru. Trzeba zdjąć bieliznę, żeby nie było zbyt zawadiacko można pod spodnie włożyć krótkie spodenki, ważne aby miało kawałek nogawek. Jak ktoś szuka rozwiązania w tym temacie polecam.

Wjazd do Gabonu dość szybko, nie dostaliśmy tylko stempelków do paszportu, powiedziano Nam, że po stempelek trzeba jechać 25 km do miasteczka Bitam. Pojechaliśmy, znaleźliśmy budkę pograniczników, zatrzymuję motocykl i co… i zapala się moja ulubiona lampka. Trochę nie podoba Nam się stempelek, wg mnie jest to stempel na wyjazd a nie na wjazd. Zobaczymy co będzie przy wyjeździe.

Już pierwsze kilometry przez Gabon to szok.
Najpierw pojawił się drogowskaz, ostatni taki widzieliśmy w Burkinie. Potem tablica z odległościami, potem droga, która miała być gliną okazała się być asfaltem.


Takich asfaltów i w Polsce nie ma

 

Widoki i las jeszcze bardziej bujny od tych kameruńskich. Przede wszystkim brak śmieci, nie ma walających się plastików. Podwórka czyściutkie, w wioskach elektryczność.


Takie małe rzeczy a jak potrafią cieszyć. Jedyny mankament to policja i ich kontrole. Trzeba przyznać, że są porządnie ubrani, czyste mundury, no i chyba wszyscy trzeźwi. W Kamerunie nie udało Nam się spotkać trzeźwego. Tylko jacyś tacy surowi, karzą wyjmować dokumenty etc. etc. zero kontaktu.

Nigeria i Kamerun jakie były takie były, ale tam kontrole bardzo często polegały na przyhamowaniu i pomachaniu ręką. Natomiast „zwykli” mieszkańcy Gabonu bardzo sympatyczni. Pojawiają się pierwsze punkty handlowe, które można nazwać sklepem.
Chociaż zwykłe bazary też są, tylko jakieś takie czystsze i porządniejsze

 
Suszone węgorze

Kolejny mankament to liczba zakrętów na 1 km. Nie jechałem jeszcze tak krętą drogą.

Zrobiliśmy sobie mały biwak nad wodą, krajobrazy i odgłosy porażają.


Standardowy krajobraz Gabonu


Potrzebowaliśmy drzewa do fotki nie było więc sobie przynieśliśmy


Ej... a drzewo


No dobra wezmę ze sobą :)

Na noc dobiliśmy do miasta Mitzic. Pierwszy czysty pokój w Afryce, fakt że właścicielem jest Francuz. Pod hotelem znowu widzę czerwony kolor kontrolki w moim motorku. Niestety o Internecie nikt tutaj nie słyszał więc zobaczymy kiedy uda się coś wysłać.

Dzisiaj Maciek dał popis sztuki kulinarnej, zrobił najlepszą kolację podczas wyjazdu. Dzięki posiadanej siekierze potrafimy już rozłupać kokosy.

Przy okazji doskonałe są tutaj ananasy (w Kamerunie też już były). Nastroje się poprawiły i czuć już cel wyjazdu. Teraz zaczynamy o nim tęsknić, pewnie po powrocie będziemy żałować że to wszystko się skończyło.

Przed Nami chyba najtrudniejszy kawałek do Brazzaville, oby się udało.

Pozdrawiamy

PS

Cały czas mamy wrażenie, że większość ludzi chyba zażywa tutaj jakieś dobre zioło

Komentarze : 1
2013-01-22 00:15:18 Koko bambo

Czytam Was, czytam i tylko jedno zdanie przychodzi mi do głowy.
JA PIER-DO-LĘ ALE JAZDA !!!!

  • Dodaj komentarz