Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

20.07.2014 17:55

Dzień 03 Oko w oko z żarłaczem białym (ver. 2.0)

Poranne i popołudniowe prace edytorskie

 

Okazało się, że najarany dobrym stuffem manager od adventure trips z hotelu słowa dotrzymał i o 12 w południe byliśmy gotowi na spotkanie z rekinkiem. Czekamy, czekamy a tu nic nikt po nas nie przyjeżdża, okazało się, że to jednak my mamy gdzieś pójść. Nie można mieć o to żalu bo jakbyście sami zmieszali to i owo z browarem to też byście o takich rzeczach zapomnieli żeby powiedzieć :). Ale spoko, pokazano nam mapkę miasteczka, której musieliśmy się nauczyć na pamięć bo była przyklejona do biurka recepcji, była opcja by pójść z biurkiem ale szybko upadła bo zostało 2 minuty na dotarcie.

Wprawdzie biuro miało inną nazwę niż na mapie, ale „łatwo” było je zlokalizować bo to były jedyne drzwi które miały zdjętą kratę.

Wlazłem (bo Rafał akurat patrolował inny sektor miasteczka w poszukiwaniu rekinów) a tam tłumek siedzi jak na weselu w Polsce za stołem. Szybko ustalam, że rekiny to jednak tutaj, Rafał akurat zakończył patrol swojego rejonu i tak szczęśliwie byliśmy gotowi. Co do weselników to okazało się, że w RPA wycieczka jest jak w US, zaczynamy od wyżerki i kończymy tym samym. Więc część biesiadników właśnie rekiny oglądała, a druga będzie naszymi współtowarzyszami. Właściwie to współtowarzyszkami i to bardzo OK bo średnia wieku to ok 20 lat, (nie licząc Nas :)). Jedynym pytaniem jakie nam zadano dotyczyło czy po powrocie chcemy jeść hotdoga czy chicken burgera. Okazało się że Nasz hotelowy Manager dostarczył wszystkie nasze dane wcześniej, za co szacun mu się należy. Gatka szmatka jakieś pierdołowate filmiki o rekinach puścili, żeby się lepiej jadło i wreszcie do łódki.

Okazało się, że miejscówka na rekiny jest parę minut motorówką od miasteczka, przy wysepce opanowanej przez foki i inne żyjątka, wszyscy rzucili się do fotowania, ale szybko się schowali bo odór od zwierzątek bił taki że nie sposób było wytrzymać. Amoniak w najczystszej postaci, najwidoczniej wody po sobie nie spuszczają.

 

Był tylko jeden problem z tymi rekinami – temperatura wody, tak na oko to z 8-10 stopni. Obawa była tylko taka czy jak się posiedzi trochę w takiej wodzie to po wyjściu będzie się dalej chodziło do męskiej czy też już do damskiej toalety. ( tutaj zatem pojawia się wątek erotyczny). Po czym zaczęło się wabienie rekinów, łbami od tuńczyków czy też inną rybią cieczą o konsystencji i zapachu szamba.

Jedzenie dla rekina. 

Pojawiła się też koncepcja nie napiszę już czyja, że w sumie dobrze że są też dziewczyny być może któraś rekina zwabi.  

W końcu przypłynęły. Wow przez duże W i z perspektywy łódki i z perspektywy klatki, w której się pływa. Ubrali nas w pianki, pierwszy raz coś takiego miałem na sobie i wymyśliłem że jak w niej wytrzymałem  w takiej wodzie to może teraz już zimą też będę jeździł na motorze, kupię sobie chyba taką i już nie zmarznę.

Wiadomość dla Wojtka i Lucia: musimy tutaj wrócić i zanurkować jeszcze raz razem. Kasi nie proponuję znając jej stosunek do wody o temperaturze poniżej 30 stopni.  

A tak na serio to wrażenie niesamowite. Z góry ryba jak ryba, duża bo duża, ale jak się siedzi w klatce i taki jeden otworzy paszczę i jak nie wyhamuje i jak walnie w klatkę a potem poprawi jeszcze ogonem raz to wrażenie jest niezłe. Nawet już nie czuć tej zimnej wody, adrenalina na maksa. Mamy jakiś filmik chyba, bo Rafał coś ostro kręcił. Jeden rekin nawet jakoś się brzuchem wystawił i nagle załoga zgodnie krzyknęła o to Pan rekin. Nie wiem czy to prawda bo przyznam się że nie do końca temat studiowałem ale jak to prawda to szacun dla Pana rekina, pozazdrościć. Na koniec nawet potem mi się z klatki wychodzić nie chciało.


I tutaj się okazało, że wcale Polacy od tych porządnych ludzi z zach. Europy jakoś inni nie są. Obok mnie był Francuz i co obaj zrobiliśmy w tej samej chwili jak rekin przypłynął? Wystawiliśmy łapy żeby rekinowi przybić piątkę i po płetwie pogłaskać. A jednak mi to taka ręka jednak bardziej potrzebna jest , niż takiemu Francuzowi, bo przecież muszę jeszcze przez parę dni kierować motkiem, a na kierownicy guzików bez liku. Rafał jeszcze sugerował żeby rekina w dupę klapnąć na pożegnanie, pytanie tylko gdzie rekin ma dupę? Zatem żarłacz biały w dotyku powiem, że taki jakiś śliski jest :)     

Powiem szczerze, że miałem różne uczucia co do sensowności akurat tej atrakcji, bo jak wczoraj nam odwołali nurkowanie w oryginalnym miejscu to już w głowie się jakoś zafiksowałem na inne atrakcje ale powiem jeszcze raz, naprawdę warto. Zamiast ganiania słoni, lwów etc (szczególnie jak się je już w życiu widziało) to naprawdę spotkanie z żarłaczem poraża. Godne polecenia.


No i dyplom dostałem za doskonałe umiejętności i wzorowe zachowanie pod wodą :)

Dzisiaj przejechaliśmy 0 km, ale trudno to nazwać dniem straconym. Po powrocie przywitał mnie hotdog burger a Rafała chicken burger, więc zanim pokonaliśmy ten punkt programu, potem jeszcze otrzymaliśmy stosowny certyfikat J to się zeszło i do hotelu wróciliśmy ok 5tej. Ponieważ ciemno się robi ok 6tej więc nie było sensu już jechać. Umówiliśmy się jutro na pobudkę o 5ej i o 6tej ruszamy ostro w stronę Botswany. Do granicy jest 1000+ więc pewnie nie uda się dojechać ale trzeba poprawić średnią.

Jeszcze mała focia miasteczka, w którym mieszkamy.
 

No i mamy raczej złą wiadomość dla posiadaczy kont w banku Standard. Wracamy z rekinów w niedzielne popołudnie a tutaj ktoś po drzwiach wejściowych dziurę zalepia :)
 

Kiedyś jak się jeździło to plecak był pełen konserw a teraz ...
Jak tu przeżyć jak przeżyć jak prąd wyłączą? Jeż elekryczny
 

Pozdrawiam

Zbyszek

Dystans: 0 km

Komentarze : 1
2014-07-21 11:32:39 klurik

Fajne fisze ;)

  • Dodaj komentarz