Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

10.08.2014 20:56

Dzień 23. I have a dream. (ver. 2.0)

Nie było porannej pobudki, bo każdy musiał dojść do siebie po wczorajszym, motory też.
 

W sumie wyjechaliśmy ok 8:00. Na granicy długo się zeszło bo pobierali odciski więc każdy w okienku zameldować się musiał.

W Etiopię ruszyliśmy dopiero ok 10-ej.

Droga z Moyale w kierunku Addis to totalna masakra, niby asfalt jest, a tak właściwie to był.

Czyli dziura na dziurze i dziurą pogania. Ciekawe zjawisko zaobserwowałem mianowicie większość dziur znajduje się w wioskach, albo gdziekolwiek gdzie występują ludzie. Najpierw było podejrzenie że chyba go jedzą, ale na poważnie to chyba coś w tym jest, gdyż z obserwacji wynika że chyba go wydłubują z jezdni a następnie służy jako substancja do palenia. Nikogo za rękę nie złapałem, ale na podstawie zapachu tak sobie kombinuję.

Ponieważ kończę ten wpis następnego dnia, bogatszy o spostrzeżenia  z północnej Etiopii, to muszę przyznać, że południowa Etiopia, w porównaniu do innych przejechanych państw prezentuje się bardzo słabo, przynajmniej od strony ogólnej infrastruktury. Ludzie, powiedziałbym że mają taki surowy wygląd, widać że są zaprawieni trudami życia w górach.

Obawy o rzucanie kamieniami w Kenii i Etiopii okazały się zdecydowanie przesadzone, nic takiego przynajmniej Nas nie spotkało. Dzieci krzyczą jak poparzone, machając a pozostali unoszą kciuk do góry. Bardzo sympatycznie, zresztą tak jest przez całą drogę, widać że motocyklistów zbyt dużo tutaj nie jeździ. Najlepsza jest policja w Etiopii, posterunki są bardzo często, ale tak na oko w 80% to jak jadę pierwszy to mi salutują. I jak to w kasku oddać honory?  Strasznie się umęczyliśmy bo albo slalom pomiędzy dziurami albo jak próbują naprawiać drogę to jedzie się objazdami i tak tymi objazdami to lekką ręka licząc to 200+ km zrobiliśmy, w błocie, glinie i kamieniach. Ale ogólnie było lepiej jak w Kenii czy Tanzanii. Wcześniej drogi budowali Chińczycy i ich filozofia budowy jest prosta, my robimy drogę, a ty sobie znajdź objazd, a ponieważ kiedyś zrobimy całą drogę to tak profilaktycznie zamkniemy odcinek ze 150 km. Tutaj w Etiopii objazdy są przynajmniej trochę wygładzone, nie ma tarki i objazdy są 10-30 km. Oczywiście z wyjątkiem tego ostatniego przed spaniem gdzie dawaliśmy po glinie z 50 km.

 

Zdarzały się też odcinki wręcz autostradowe, problem tylko w tym że zaczynały nigdzie i donikąd prowadziły

Jak zwykle swoim kształtem intrygowały kopce termitów

Zacząłem sobie przypominać z poprzedniego wyjazdu jak zbadać czy droga przed tobą jest dobra czy zła. Jak jadą z przeciwka osobówki to znak że droga jest łatwo przejezdna. Nie spotkaliśmy żadnego osobowego auta. Potem patrzysz jak wyglądają pojazdy jadące z przeciwka. Okazało się że wszystkie autobusy  są uwalone czerwonym błotem po same szyby, to znak że przed tobą prawdziwa terenowa przygoda.

Podczas drogi fajny moment, zatrzymaliśmy się gdzieś na popas, podjeżdżają 2 4x4 i grupka turystów się wysypuje, okazuje się że rodacy, w ramach objazdówki Etiopię sobie zwiedzają. Mieli swoje jedzonko i ładnie się zachowali częstując nas, z czego skrzętnie skorzystaliśmy. Wyjechaliśmy zatem z popasu z brzuchami wypełnionymi do gardeł.

W Etiopii cale życie toczy się na drodze, nie przy niej ale na niej. Tutaj ktoś sobie leży, ktoś sobie coś gotuje, ktoś pasie owce albo kozy. Tędy się pędzi bydło albo wielbłądy, tutaj trzeba sobie pogadać ze znajomymi. Drogą też się idzie. A idą gdzieś chyba wszyscy mieszkańcy Etiopii. Rano idą, w południe idą, po południu dalej idą, wieczorem też idą. To tak jakby całe wioski zamieniały się miejscami. A pośrodku ty  walczysz o swoje miejsce na drodze. Tak się zastanawiam czy nie walnąć z buta jakieś kozy, które nie chce zejść, może najpierw kufrem ją potraktuję.

Generalnie ciężki kawałek drogi, Rafał nawet się zagapił trochę i zaliczył glebę, urywając sobie halogen, ale spoko poza siniakiem śladu nie ma, mówił że się trochę rozmarzył i nagle łup…

Śmieszne te wioski na południu Etiopii takie małe okrągłe domki, patrząc na narzędzia, którymi się posługują ich mieszkańcy to na oko 100 lat do tyłu. Nie wiem jakim cudem, ale już po zmroku doczłapaliśmy się do miasteczka o nazwie Assawa.   

Mieszkamy w takim przytułku, za 12 dolców za głowę, nie ma ciepłej wody, ale za to jest telewizor z 2 programami, ichnim i o dziwo BBC World. Pan prognozę pogody pokazywał i wynikało że jutro ma nie padać. Chociaż Pan celnik na granicy z Kenią o raz przewodnik napotkanych polskich turystów, zgodnie stwierdzili że na północy leje.

Oj może przyśni mi się taki dzień, w którym nie trafimy na drogę z robotami, gdzie nie będzie objazdów, błota i gliny  

 

Dystans: 500 km. Total: 9 724km.
Czas:      13h

No i mała seria pt. widoczki z południowej Etiopii

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz