Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

22.07.2014 22:57

Dzień 05 Witamy w Botswanie (ver. 2.0)

Zdjęcia za wczoraj i dziś pojawią się pewnie jutro, bo dzisiaj tak się złożyło że do późna szukaliśmy kwaterunku, ale o tym na koniec.
No i się pojawiły

Pobudka, trochę stresu i o 7:30 melduję się u doktora motorowego.
Sekcja reklam na początku:

Okazało się że mechanik poznany wczoraj już czekał, pojawił się jeszcze jeden, wzięli VIN i szybko ustalili że w razie jakby co to najbliższe miejsce gdzie jest podkładka pod głowicę do mojego sprzęta to Niemcy. Poklepałem go po ramieniu, mówiąc stary tyle tutaj innych motków masz, może coś dopasujemy,jakoś nie załapał mojej inicjatywy więc zaczęło się kombinowanie. Po rozkręceniu okazało się że tak naprawdę to moja uszczelka generalnie wyparowała chyba już jakiś czas temu. Ale jak to Klurik słusznie zauważył poszedłem do papierniczego kupiłem klej plastuś i polepiliśmy co się dało potem jeszcze jakąś śrubkę znaleziono z popapraną podkładką i być może to nawet przez nią leciało. Silnik skręcony, glutem wysmarowany na około i wyszedł prawie nówka.
Ustalenia wstępne:


Samotny bohater o imieniu Riaan

Do warsztatu nawet przyjechał Nasz wczoraj poznany Dirk sprawdzić czy na pewno wszystko idzie w dobrą stronę. Ponieważ w sumie to trwało 2 godziny dano mi pozwiedzać cały serwis BMW więc sobie poogladałem jak to wygląda.

Jednak po wszystkim zamiast dawać przecinaka pojechaliśmy jeszcze na drugi koniec miasta oglądać najgłębszą dziurę na zemi wykopaną jedynie rękoma człowieka + dynamit. W tym miejscu odkryto pierwszy diament w Afryce Południowej a odkrycia dokonał niejaki de Boers. I tak powstał największy na świecie gigant w dziedzinie wydobycia kamieni szlachetnych.

 

Robota chyba do łatwych nie należała

Komunikacja do łatwych nie należała

A na koniec trzeba rozłupać taki kamyk i może się znajdzie ułamek grama diamentu. 1 karat = 0.2 grama (jeżeli dobrze pamiętam)

Dziura jak dziura tym bardziej że zalana wodą więc generalnie większe wrażenie robi np dziura pod Bogatynią. Ale za to można kawałek zejść pod ziemię gdzie straszą wybuchami. Jak ktoś będzie w Kimberly i nie będzie miał co robić to polecam, ale żeby się jakoś specjalnie zatrzymywac to tak już średnio.

Dzięki gorączce diamentowej, podobno to właśnie w tym miejscu zapaliła się prierwsza latarnia elektryczna na półkuli południowej, i to jest ten egzemplarz.
 

Wczoraj i dzisiaj Rafał ćwiczył swoje umiejętności zawodowe polegające na sztuce perswazji na recepcjonistce z hotelu dzięki czemu doba hotelowa znacznie nam się wydłużyła w porównaniu do standardu. 

Potem tradycjnej kuchni fast foodowej zakosztowaliśmy i w drogę.
 

Wczoraj nie pisałem bo głowa była zajęta innymi sprawami, ale kilka km przed Kimberly wreszcie coś się zaczyna. Zniknęło pustkowie przypominające argentyńską Patagonię, pojawiły się pierwsze akacje i z każdym kilometrem zaczynała się mała sawanna. Pojawiły się też pierwsze zwierzaki, tym razem te nie rozjechane. Na początek pojawiły się moje ulubione afrykańskie zwierzaki czyli kozy i osły. Potem full różnych ptaków, po ulicy zaczęły biegać dziwne zwierzaki, w kształcie naszej wiewiórki tylko szare i 2 razy dłuższe, najfajniej wyglądają na tylnych łapkach, ale to surokatki. Widziałem też pierwszą antylopę.

Wiadomośc dla Wojtka. Ponieważ faunę polską masz już opanowaną, pokombinuj z ptakami z Afryki. Jak wrócę to ustalimy co widziałem. Koszty materiałów do nauki pokrywam :)

Generalnie krajobrazy coraz fajniejsze, wreszcie zrobiło się ciepło więc można było zdjąć trzecią bluzę z siebie. Przynajmniej wieczorem nie ma już 0 stopni.

Wypada trochę podsumować RPA. Najbardziej rzuca się w oczy totalne rozwarstwienie, chociaż trudno to nawet i tak nazwać, bo zawsze to wygląda następująco. Jest sobie miasto, a wokół niego coś na kształt slamsów z blachy falistej. I do miasta towarzystwo chadza piechotką do roboty. Widać że oficjalnie appartheid sie niby skończył, ale jest tak że są biali potem długo długo nic a dopiero potem rodowici mieszkańcy. Wygląda to okropnie i niesamowicie. Owszem czasami się zdarza spotkać czarnego (przepraszam za określenie, ale nie za bardzo mam pomysł jakiego użyć określenia żeby nie kojarzyło się z jakimś rasizmem - więc chodzi mi po prostu o kolor skóry jedynie) w jakiejś sensownej robocie, ale chyba najbardziej prestiżowa fucha to bycie kierowcą ciężarówki. Nieco innaczej jest na północy w okolicach Johannesburga bo tam znowu białego nie uświadczysz. Więc reasumując ludzie bardzo sympatyczni ale i niesamowicie podzieleni rasowo. 

Standardowe osiedle dla rodowitych mieszkańców
 

No i potem dzida do Botswany. Wprawdzie wyjechaliśmy z Kimberly dopiero po 13tej ale udało się dojechać do granicy i jeszcze doczłapać do pierwszego miasteczka w Botswanie. Granica bezproblemowo, chociaż trochę zajęło po raz kolejny opowiadanie, gdzie jak i kiedy i po co jedziemy. Tutaj akurat Nam się spieszyło bo zmierzch zapada dosłownie w 10 minut. Wchodzisz do budki za dnia, a po paru minutach wychodzić w ciemności. Ale pogranicznicy upierali się więc bez sensu stracilismy z godzinę.

Dojechaliśmy do miasteczka Lobaste, pojawił się hotel, gdzie błysnąłem bo pomyliły mi sie kursy wymiany więc wyszło mi że pokój kosztuje 100 US. No to zaczęliśmy szukać innej opcji, nazwę przybytku ustaliłem tylko że szukaliśmy go z godzinę, parę razu pod nim przejżdżając. Ale jak będzie widać na zdjęciu warto było.


Powiem szczerze że stół z białym obrusem i zastawą gotową na 4 osoby + 2 sypialnie etc. w Afryce spotkałem po raz pierwszy. Nawet udało mi się zrobić zwarcie czego TV nie wytrzymało ale po godzince się otrząsnął i znów zaczął działać.

Oj zmęczeni jesteśmy szczególnie tymi ostatnimi kilometrami w nocy więc trzeba sobie zrobic chyba jutro dzień dziecka żeby trochę braki nadrobić.

A zatem pozdrowienia z Botswany.

Dystan: 447 km. Total: 1 868km

No i sekcja widoczki na koniec:

A to najbardziej absurdalny chodnik jaki w życiu widziałem. A ciągnie się kilkadziesiąt kilomentrów. Zaczyna sie nigdzie i prowadzi do nikąd.
 
Podobny absurd jest w Emiratach jak się jedzie z Dubaju do Fujaraj, tylko jest krótszy ale za to bardziej wypasiony, bo ma latarnie jak w Warszawie na Nowym Świecie. 

PS.

Pozdrowienia dla Agnieszki z życzeniami powrotu do dobrej formy

Komentarze : 1
2014-07-23 16:05:04 klurik

Prowizorka ma to do siebie, że wytrzymuje bardzo długo :) Pozdrowienia z Mokotowa.

  • Dodaj komentarz