Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

13.01.2013 22:14

Dzień siedemnasty: safari po benińsku (sobota 12-1)

Na małej wczorajszej wieczornej imprezce właścicielka campingu powiedziała szczerze, że jak chcemy zobaczyć jakiegoś zwierzaka w pobliskim parku to trzeba zdecydowanie jechać do pobliskiego Beninu. Nie było zatem sensu siedzieć dłużej w Burkinie więc kierunek Benin.

Sama granica bezproblemowa, wszystkie formalności w mniej niż godzinę. Pewnie po paru dniach w Afryce nauczyliśmy się je pokonywać z prędkością światła. Zaczynamy zachowywać się niczym lokalesi.

Coraz ciekawiej prezentują się podróżni spotykani na granicach.

Na ulicy przy granicy skumplowaliśmy się z Alim, który został naszym przewodnikiem po ciągu dalszym parku Arly, ale po stronie Beninu. 
Ali zaprezentował  Nam dumnie  swoją legitymację przewodnika, legitymacja była wycięta z gazety, a na tym wszystkim nakleił sobie swoje zdjęcie i papier gotowy. Spodobała Nam się ta chęć do pracy.

Nastąpił mały kwas bo nie przyszło Nam do głowy aby uprzedzić Alego, że tym razem chcemy odpocząć od jazdy. No i Ali zafundował nam 200 km po dziewiczym parku w samochodzie. Było trochę zwierząt, najbardziej wkurzające jest wypalanie przez strażników traw. Powód: jak trawa jest za wysoka to turystom trudniej zauważyć zwierzęta. A co na to zwierzaki?

W porównaniu do podobnych imprez z Kenii czy Tanzanii zwierząt jest tutaj mniej ale za to turystów też nie ma.
 

Nie ma więc ganiania biednych zwierzaków dziesiątkami terenówek po kawałku krateru. Tutaj miejsca jest dużo.

Na pierwszy ogień poszedł słoń. No i udało się wytropić, wprawdzie to tylko dupa słonia, ale w końcu słoń to słoń, a dupa słonia to jednak coś więcej niż wczoraj wytropiona kupa.
 

Słonie mają czarny kolor, we wschodniej Afryce są bardziej szare. Poza tym hipcie, antylopy, bawoły guźce, dużo różnych małp. Fajne, kolorowe ptaki, duże i małe, niestety ornitologia nigdy Nas nie pociągała, a Ali sztuki mówienia w jakimś sensownym języku jeszcze nie opanował.


Hipcie


Krokodyle

W sumie przejechaliśmy 200 km w niezłym kurzu i pyle. Zwierzęta spotykaliśmy z częstotliwością spotykania grzybów w polskim lesie.

Najciekawszym wspomnieniem będzie jednak nocleg. Wyjechaliśmy z Parku już po zapadnięciu zmroku, strażnicy czujnie pilnowali mojego sprzęta i reszty zostawionych z auta gratów.
Ali mówi: spoko chłopaki, jest hotel, jest prąd i woda, czyli afrykański full wypas.

Po przyjeździe okazało się, że woda jest ale w wiadrze, w promocji dostaliśmy dodatkowe wiadro, zbudowaliśmy sobie własny prysznic i z niecierpliwością czekamy północy. Podobno wtedy zaczyna płynąc prąd z baterii słonecznych.
Dlaczego akurat o północy ?
Oto krótki przepis jak zbudować sobie własną łazienkę.

1. Po pierwsze nie należy ulegać wrażeniu, że istniejąca łazienka do czegoś się nadaje
 

Prysznic może i jest ale ktoś zapomniał go do czegokolwiek podłączyć :)

2. Trzeba wypić sobie Colę żeby z butelki zrobić sobie lejek. Należy wyjąć przenośny prysznic za pomocą lejka wypełnić go wodą i przymocować go tak żeby leciała z niego swobodnie woda.

Niestety sufit w łazience nie rokował dobrze. Więc wykorzystaliśmy, prawa fizyki w postaci dźwigni i o dziwo znajdującego się w pokoju wieszaka i wieszaka drucianego

3. Teraz już z górki, trzeba sobie kucnąć i kąpiel gotowa:). Nasze ulubione powiedzenie: "Nikt nie mówił, że będzie łatwo" :) :))))

Wczoraj zapomniałem napisać, ale widzieliśmy jak z Beninu przyjechały do Burkiny nowiutkie wywrotki Komatsu, rozmiaru XXXL. Dokładniej to były transportowane bez kół, bo wtedy nie trzeba wycinać drzew przy drodze. Pewnie gdzieś uruchamiają kopalnię odkrywkową. 9 kół od tych kolosów i TIR aż trzeszczał jak je wiózł. Fajna rzecz zobaczyć takie kolosy. Całą drogę zamykali.

Jeszcze jedna rzecz pojawiła się od Burkiny i dobrze, że w Mali na blokadach i demonstracjach jej nie mieli – mianowicie maczety. Każdy sobie chodzi z taką metrową kosą pod pachą a nóż zdarzy się, że trzeba coś uciąć. Fajny widok.

Prądu nie ma ale my de beściaki oczywiście mamy gaz więc pora zabrać się za kolację. Idę do chłopaków na kolację bo nie było trójki na wyposażeniu hotelu.

Właściciel hotelu trochę kręcił głową kiedy wjeżdżając na jego podwórko po ciemku zaczepiłem kufrem o jego motorek. Dokonał szybkich oględzin i stwierdził że jest OK.

Zbyszek  

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz