• » RiderBlog
  • » zwyszomi
  • » Dzień dwunasty: Mali made in China (poniedziałek 7-1)
Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

10.01.2013 23:12

Dzień dwunasty: Mali made in China (poniedziałek 7-1)


Hotel, w którym nocowaliśmy jak na Afrykę okazał się całkiem wypaśny, niestety nie doceniliśmy, hotelowej kozy. Było za późno but w nocy został zjedzony :) 

Bez większego żalu rozstawaliśmy się z dziurawymi drogami Senegalu i łażącymi po ulicach zwierzątkami.

Pomimo uciążliwości słabej drogi trochę pooglądaliśmy sobie jeszcze Senegal.


Najpierw Maciek dyskutował z afrykańską mamą

Potem na drodze były elementy rzec można erotyczne :)
 

Poza kupami leżącymi wszędzie, prawdziwym symbolem Senegalu są baobaby


Te kropki to kozie lub krowie kupy :)

Droga do granicy przebiegła bezproblemowo, ładne widoczki, ładna pogoda zatem wszystko OK


Śmieci i kozy to wspólny obrazek. Te zwierzęta to prawdziwe odkurzacze 

 

Do granicy z Mali dotarliśmy około południa i w porównaniu z tym co się działo przy wyjeździe z Mauretanii tutaj to był prawie Wersal. Najpierw trochę trudno było odnaleźć gdzie znajduje sie posterunek graniczny, tak ok 2 km od granicy w przeciwną stronę od granicy (tak żeby było łatwiej)


W poszukiwaniu granicy

Wreszcie natrafiliśmy na budkę pograniczników

Oczywiście pojawił się problem z Karnetami (CPD) bo młotkowaty celnik przy wjeździe do Senegalu zapomniał wypełnić tego co powinien, my też nie dopilnowaliśmy. Na krótko pojawiło się widmo powrotu do Rosso po jakiś debilny stempelek, albo przynajmniej dzień czekania żeby przynajmniej wyglądało, że tam pojechaliśmy.

Zauważyłem, że uścisk dłoni dużo daje, w końcu pan się dał przekonać żeby przez chwilę wyobraził sobie, że pracuje w Rosso, wypełnił za siebie i za niedouczonego kolegę.

Papiery załatwione a zatem w drogę do mostu granicznego na rzece Senegal


Ostatnia szansa na zatankowanie


Kolejka ciężarówek miała kilka kilometrów


Śladami ciężarówek w stronę granicy

Potem już prawie byliśmy w Mali ale: najpierw popsuła się ciężarówka na moście granicznym i nie dało się przejechać. Potem pojawił się pewnie 25 letni peugeot serii 300, zaczepili sznur do ciężarówki, przyszło jeszcze paru pchaczy, zrobił się siwy dym i o dziwo peugeot uciągnął wielkiego TIRa na tyle by ten zapalił z tzw. „pychu”.


Na lewo pas dla samochodów osobowych :)


Graniczne krajobrazy


Domki kierowców ciężarówek, w których mieszkają czekając na przejazd


A zatem witamy w Mali !!!

Poszliśmy się odprawiać po malijskiej stronie, ale celników był akurat obiad.

Dokładniej siedzieli wokół wielkiej michy z ryżem z mięsem i rękami sobie jedli. Potem widzieliśmy, że ów obiad był przygotowany podobnie tzn, jakiś dzieciak ręką wyjmował garściami ryż z jeszcze większego gara itd.

Trochę się zeszło na granicy myślałem, że padnę z głodu. Zaraz za granicą powstał tradycyjny biwak

Oczywiście wśród baobabów

Chociaż chętnych do jedzenia było więcej

Dojechaliśmy do miejscowości Kayes. W okolicy jest ładny fort zbudowany jeszcze przez francuzów i wodospad, niestety obok budowana jest już zapora, więc pewnie dni wodospadu są już policzone.

Kto buduje? Oczywiście Chińczycy, Od Mali widać że Europa walkę o Czarny Ląd z chińczykami zdecydowanie przegrywa na całej linii. Widać już sporo ciężarówek chińskich, a i za kierownicą często widać dziwnego, skośnookiego kierowcę.

Chłopaki ponownie pozdrawiają zakład przy Modlińskiej, który podobno profesjonalnie przygotowuje auta do wypraw. Pewnie pomylili wyjazdy na długi weekend majowy z prawdziwym wypadem. Ewidentnie widać, że po zainkasowaniu od Zbycha niezłej sumki powsadzali niezły syf zamiast solidnych akcesoriów.

Dookoła pełno baobabów no i kup jest zdecydowanie mniej w Mali w porównaniu do Senegalu. Jadąc jeszcze po dziurach Senegalu wpadłem w niezłą dziurę, ale widelec na szczęście to wytrzymał. Ceny paliwa (benzyny) w Senegalu to prawie 1,5 euro / litr, diesel jest tańszy. Na tych dziurach pojawia się przewaga motocykla nad autem. Chłopaki muszą mocno pracować aby nie tracić zbyt dużo. Wyciągnęli wreszcie gnijącą tapicerkę z tyłu, która przyjęła kilkanaście litrów wody w dniu wyjazdu .

Ja gorąco pozdrawiam firmę odzieżową Modeka, której spodnie motocyklowe full wypas na wyjazd sobie kupiłem. Miały  być na każdy sezon etc. etc. Faktycznie na mróz i chłody są OK. Ale już wczoraj temp. zbliżyła się do 30 stopni. Wcześniej powypinałem z nich wszystkie wewnętrzne warstwy. Niestety po kilku godzinach jazdy w samych spodniach na koniec dnia bałem się, że przy zsiadaniu z motoru skóra pozostanie z dupska na siedzeniu. Przyparzyłem sobie cztery litery elegancko, dzisiaj od rana to samo. Musiałem sobie wpiąć wewnętrzną warstwę ponownie i gorąco jak w piekle, ale przynajmniej mogę siedzieć . Tak to już jest, że jak coś jest do wszystkiego to w rzeczywistości do niczego.

Trochę komary zaczynają dokuczać. Na ulicy pojawiły się pierwsze stada małp

Pozdrawiamy

PS

Maciek w sposób szczególny dziękuje Mamie za karteczkę na dzisiejszy dzień

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz