• » RiderBlog
  • » zwyszomi
  • » Dzień czterdziesty: to już jest koniec, nie ma już nic ... (poniedziałek 4-2)
Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

05.02.2013 22:10

Dzień czterdziesty: to już jest koniec, nie ma już nic ... (poniedziałek 4-2)


Nie ważne jak, ważne by dojechać :)


Szczęśliwi prędkości nie mierzą, o paliwie pamietają i wiedzą na jakim biegu jadą

Co tu pisać o drodze, kiedy asfalt dobry, droga prosta ruch mały a na ulicy drogowskaz Cape Town 500 km.

Serce mocniej bije a kilometry dłużą się jak nigdy.


Droga się dłuży ale widoki coraz ładniejsze


Pierwsze winnice

Aż wreszcie po 40 dniach i przejechaniu ponad 17 000km pojawia się widok, o którym zaczęło się już marzyć. Góra stołowa w Cape Town

Tego co się czuje na ostatnich kilometrach nie sposób opisać


Duże: yes, yes, yes

Po 16tej osiągnęliśmy cel podróży, czyli wpakowaliśmy się w centrum miasta w godzinach szczytu. Jutro jedziemy na przylądek na oficjalną fotkę, dzisiaj chcieliśmy odnaleźć siedzibę firmy gdzie będziemy ładować  nasze zabawki do kontenera. Oczywiście adres był nieprecyzyjny, a dokładniej Nasze nawigacje mają nieco pochrzanione mapy i nazwy ulic. Biuro było otwarte do16:30 a my pojawiliśmy się o 17ej. Mila niespodzianka, bo właściciel na Nas czekał.

Dalej mieliśmy sobie poszukać hotelu, wyjechaliśmy na miasto, szukamy, szukamy i … dalej szukamy wolnego pokoju w hotelu jakimkolwiek: drogim czy tanim, czystym czy brudnym, ciągle to samo: full, full etc. Trochę nie pomaga fakt że w RPA są akurat mistrzostwa Afryki w piłce nożnej więc to tak jakby w Polsce podczas Naszego Euro szukać wolnego hotelu.

W końcu po kilku godzinach udało się: było już po 21ej kiedy wreszcie wytropiliśmy jakiś kemping i mieszkamy w całkiem przestronnym domku.  


Pora na porządną kolację

Nadszedł czas refleksji.

Zacząć trzeba od podziękowań.

Niewątpliwie najpierw Naszym małżonkom i dzieciaczkom, że mogliśmy na ponad miesiąc wyjechać, zostawiając wiele codziennych spraw Naszym bliskim na głowie. Dla wielu osób małżeństwo, rodzina oznacza konieczność wyrzeczenia się rzeczy, które robiło się przed. Dla mnie założenie rodziny to oczywiście maksymalna troska o nią ale jednocześnie pozwolenie aby każdy mógł nadal realizować własne hobby i zainteresowania. No cóż jeden lubi zbierać znaczki, drugi jeździ o świcie na ryby a są tacy, których ciągnie w świat. Zamiast przez resztę życia rozpamiętywać co mógłbym zobaczyć a co zwiedzić trzeba raz na jakiś czas spakować plecak i w drogę. Są takie destynacje, gdzie jedzie się z osobą bliską, a są takie gdzie nie ma to większego sensu, bo trzeba uszanować że nie każdego kręci jeżdżenie w miejsca gdzie panuje totalny chaos. Wygląda na to, że Nam się udało, mamy cudowne rodziny, które nie nakazują i nie zabraniają, a pozwalają aby każdy realizował się w tym co lubi.
Zatem jeszcze raz wielkie podziękowania dla Naszych bliskich za stworzenie wspaniałej atmosfery wokół przygotowań i samego wyjazdu. Przepraszamy że nie udało Nam się wrócić zgodnie z planem. Gdyby nie cyrki nad rzeką Kongo plan zostałby zrobiony z dokładnością szwajcarskiego zegarka.

Chłopaki mają łatwiej bo sami sobie są pracodawcami. Ze mną jest gorzej bo pracuję w tzw. korporacji. O pracy w korporacjach krążą różne opowieści. Dużo z nich jest prawdziwych, bo faktycznie siedzi się nad robotą i w biurze, i w domu, w weekend, ale z drugiej strony nikt na siłę tam nie trzyma. I jak to się mówi coś za coś. Nieważne jednak jak bardzo taka korporacja jest sformalizowana to najważniejsze jest kto w niej pracuje. No i tutaj jest miejsce dla mojego szefostwa że pozwolili zniknąć na miesiąc, nie stwarzając żadnych problemów. Mimo tego że człowiek pracuje w jednym miejscu już lat kilkanaście to przecież mieli by prawo powiedzieć nie i koniec. Nikt nie miałby się prawa  do czegokolwiek przyczepić. A zatem szefowie korporacji wszelkich bierzcie przykład z szefów moich. Pracownik zadowolony to pracownik wydajny i efektywny J (no tyle tej wazeliny wystarczy).
Dziękuję tez moim współpracownikom że uszanowali mój urlop i nie wydzwaniali, nie pisali maili (za dużo), nie słali SMSów etc. etc.

Dziękujemy, wspaniałym kibicom za ciepłe i miłe słowa wyrażane w komentarzach i nie tylko.

Dziękuję Luciowi za udostępnienie kompa pod hasłem, że jak się zniszczy to nie będzie kłopotu. (Komp póki co cały i zdrowy), Dzięki Luciu za inne tematy, o które prosiłem.

Dziękuje Danielowi z Liberty Motors w Łodzi za bardzo aktywną pomoc przy próbie rozwiązania tematu wiatraczka. Facet mógł mnie zbyć bo nie jest to w żaden sposób jego obowiązkiem a jednak poświęcił swój prywatny czas, rozumiejąc że nie wszystko mogę sprawdzić w Internecie, próbując szukać jakiegoś sposobu na dostarczenie wiatraczka. Panie Danielu pozdrawiam, dziękuję i odezwę się po powrocie. Tym bardziej że po ostatnim salcie na pustyni Namib znów zostanę Pana klientem w temacie części zamiennych do przedniej części motocykla.

Kasiu, dziękujemy za pomoc logistyczną przy zmianie biletów.

I zawsze jest ryzyko że kogoś się pominie. Tych którzy się tak poczuli proszę o wyrozumiałość. Jak minie zmęczenie to na pewno wpis uzupełnię.

Teraz najważniejsze – po co to wszystko?

Ciekowość świata to po pierwsze, natomiast przynajmniej w moim przypadku to chęć sprawdzenia swojej wytrzymałości. I nie chodzi tutaj raczej o wytrzymałość fizyczną, bo tyłek zawsze można poowijać szmatami i będzie miękko i będzie można dalej jechać. Chociaż szczerze mówiąc niektóre odcinki wycisnęły ze mnie trochę potu. Nigdy chyba nie zapomnę tych bolących nadgarstków i prawie nie działających palców prawej dłoni.
Najważniejsze to jednak głowa i psychika, żeby sprawdzić się czy człowiek da rady, czy da rady codziennie rano wstać, czy da rady wytrzymać w kurzu, pyle i brudzie. Czy nie załamie się kiedy coś się popsuje. A przecież jak się już coś psuje, to zawsze albo w nocy, albo w deszczu, albo na samym środku ruchliwej ulicy.
Czy egzamin zdany? No cóż mam nadzieję że tak. Chyba jednak trochę się nauczyłem jazdy na motorze, szyja i bark kiedyś przestaną boleć i pozostaną tylko wspomnienia po przejechanych setkach kilometrów po glinie, kamieniach, muldach, dziurach, dołach, piachu i szutrach.

Jednak tych parę kilometrów nie przejechanych o własnych siłach trochę boli, ale może właśnie dzięki temu silnik nie został zarżnięty i sam jak doszedłem do siebie.

Czy było warto?

Bez wątpienia tak. Dla zwykłego mieszczucha siedzącego za biurkiem to był doskonały egzamin z planowania, samodzielności ale także i mechaniki i naprawy pojazdów mechanicznych. Afryka uczy jednak pomysłowości i pozwala docenić to co się ma, a czego na co dzień człowiek nie widzi bo wiele rzeczy wydaje mu się czymś oczywistym czy naturalnym.

Kolejne przemyślenia w następnym odcinku.   

Mój Boże dzisiaj będzie można wreszcie się wyspać. Oczy się same zamykają trzeba zasnąć snem sprawiedliwego :)

Podsumowując:
Afryka dzika znowu zdobyta, ale parę klapsów po drodze od niej dostałem. Teraz mam jej dosyć, za parę dni znów ją polubię, a potem zacznę za nią tęsknić. Przecież są 2 wybrzeża zachodnie (już przejechane) i wschodnie (wciąż niezdobyte) :)

PS

W głowie ciągle słychać: yes, yes, yes

Komentarze : 4
2013-02-07 07:01:17 RadekG

Zbyszku, gratulacje!!!

Sledzilem codziennie blog co prawda dopiero od 12 dnia (nie dałeś info na spl social :)) ale przeczytałem wszystko wstecz :)

Brakowac mi będzie tej relacji live - liczę natomiast na jakieś afterparty z pokazem zdjęć i komentarzem na prawdę live :) ew. Na krótkie opowiastki przy kawie w biurze :)

Jeszcze raz - szczere gratulacje i wyrazy podziwu dla ciebie (i Kasi :))

2013-02-06 13:48:40 PatrykT

Szacun i zazdrość. Szkoda tylko, że nie pojechaliście wszyscy motocyklami, ciekawe jakby wtedy relacja wyglądała ;)

2013-02-06 09:00:29 EasyXJRider

Kawał niełatwej drogi za Wami. Gratulacje. Życzę co najmniej równie dobrych pomysłów na kolejną wyprawę, a potem na kolejną, i na kolejną...

2013-02-05 22:28:29 Adam N.

No gratulacje, wielki wyczyn, choć trochę szkoda, że nie będzie już tej emocjonującej lektury, "na żywo". Z drugiej strony fajnie będzie posłuchać opowieści po Twoim powrocie. Pozdrawiam z wiosennej RP ;)

  • Dodaj komentarz