Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

10.08.2014 20:22

Dzień 22. Nienawidzę tarki. (ver. 2.0)

Nie ma co bohatera z siebie robić, ale gdybym dzisiaj w pokoju miał lusterko i gdybym na siebie spojrzał to mała duma by była. Parę małych afrykańskich punktów człowiek zdobył, bo jak miejscowi się dowiedzieli, że przyciągneliśmy z Meru to tylko cmokali. Ale trochę to kosztowało. 14 godzin na motorze, praktycznie bez żadnej większej przerwy.

Ponieważ wiem ile mi zajęło czasu znalezienie aktualnej informacji nt stanu "autostrady" wschodnio-afrykańskiej to trochę ją opiszę.

Cywilizacja się kończy w Isiolo. Od tego miejsca mieszka plemię Samburu, bardzo kolorowo ubranie, noszą na szyjach wielkie talerze z dziurą na szyję oraz nieśmiertelne plastikowe sandałki. Potem mieszkają inne nieco bardziej dziwne plemiona.

Pierwsze  100 parę kilometrów to asfalt i przepiękna droga, pełno dzikich zwierząt i piękne góry. W kategorii równin zdecydowanie najładniejsza trasa widokowa. Wyjechaliśmy o świcie.

Poza tym ten brak cywilizacji i czegokolwiek jest niesamowity. Zero sklepów i czegokolwiek, raz na godzinę mija się samochód bo na północ praktycznie nie ma po co jechać. Nad rzeczką nagle kończy się asfalt i zaczyna się 140+km ciężkiego off-roadu.

Ale na początku to człowiek jeszcze świeżutki, kurteczka czyściutka, paseczek poprawiony

Chociaż kolejne drzewo za parę dobrych kilometrów. To zupełnie inny rodzaj trudności jak w zach. Afryce i nie bardzo jest do czego go porównać. Na zachodzie głównym problemem jest pokonywanie przeszkód, głównie błotnisto-wodno-glinianych. Tutaj na szczęście dołów nie ma, ale za to jest gigantyczna tarka.

I teraz muszę przerwać bo śpię… dobranoc. A teraz dopisuję ciąg dalszy kolejnego wieczorka. A tarka jest  niesamowita i różna, mała i duża, gęsta i rzadka, wysoka i niska, do wyboru do koloru. W każdym razie jak w nią wjedziesz powyżej 20km/h to kierownicę z rąk wyrywa, a przednie koło traci kontakt z nawierzchnią. Do tego dochodzą miejsca z mocnym piachem no i wszędzie, ale to wszędzie mnóstwo kamieni. Olbrzymie kamieniska wystające z ziemi, jak się zagapisz widelec ułamany i dobra gleba zaliczona.

Przed samym Marsabitem jedzie się dosłownie po jakiejś litej skale. Maksymalna prędkość na tym odcinku to 30 km/h.

W Marsabicie można zatankować i dalej w drogę. Do granicy w Moyale pozostało 250 km, o dziwo pojawił się z nienacka kawałek asfaltu, ale szybko się skończył. Ale nawet wtedy trzeba mieć się na baczności.

Zaletą tej drogi jest to, że każdy podróżnik musi nią przejechać. Spotkaliśmy Norwega na rowerku (jedzie w przeciwną stronę do Cape Town) Powiedział nam że 2 dni temu minął się z kolesiem ciągnącym na skuterze. Po drodze coraz więcej porzuconych samochodów, i śladów po tych którym się nie udało. Albo zgubiła ich brawura albo sprzęt powiedział basta.

Przy każdym z nich przychodzi zawsze do głowy myśl, żeby taki los nie spotkał naszych rumaków. Oddzielną atrakcję stanowi wymijanie się z samochodem z naprzeciwka :)

Zrobiło się dobre popołudnie a na liczniku wciąż ponad 100km. Pomału stawało się jasne, że „za widoku” nie damy rady, ale z drugiej strony po drodze zanocować też nie ma gdzie. A trzeba przyznać, że w nocy teren zmienia się niesamowicie, głównie za sprawą drapieżników, podobno lwy są tutaj na porządku dziennym.

 

Ostatnie 30 km było jak zaczarowane, nawigacja po prostu mi stanęła, potem gadałem z Rafałem i okazało się, że jego kilometry też nie chciały się ruszać.

I mały selfie na dobranoc

Tak naprawdę najgorsze jest to, że w nocy nie można odróżnić piachu i parę razy było podbramkowo. I w końcu pojawiły się światła Moyale, jeszcze ostatnie dziury i przeszkody terenowe i lądujemy w czymś pierwszym co miało napis accomodation. Warunki no cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.

Rafał już myślał, że kolacja będzie marna

ale.... Poszliśmy na szybkie zakupy, a potem odkręciłem gaz (ale spoko zapukał ktoś na czas) i wyszła pyszna kolacja z gorącą herbatą.

 

Ostatnie kilometry można było krzyczeć z bólu, okazało się że Rafał czuł się tak samo. Wyszło 400+ km na stojąco, bo na tarce usiedzieć się nie da, a nawet gdyby to gleba była by jedna za drugą od kamieni, Jednak na stojąco motocykl zdecydowanie łatwiej się prowadzi.. Problem w tym że podpórka jest malutka więc najpierw wysiadają stopy. Potem pojawia się niesamowity ból karku i szyi, to od ciągłego nachylania się (chyba?), no i na koniec oczywiście dłonie. Prawa dłoń powinna  pęknąć po 200 km ale głupia wytrzymała 500+. Po dojechaniu nie byłem  stanie ręką nawet ruszyć, gdyby mi dano długopis do ręki było by  wesoło. Nie byłem zmęczony, byłem po prostu zjebany. Musiało sporo czasu i wody pod prysznicem upłynąć zanim człowiek jako tako się nadawał. Prawdziwy kryzys miałem jednak ok 14, nie jestem pewien czy aby nie od nadmiernego słońca i zbyt malej ilości płynów. W pewnym momencie przestałem kojarzyć gdzie jestem i co robię. Myślę, że mało brakowało do dobrej gleby. Ale zarządziłem postój, po jabłuszku i bananku, wypiwszy całą butlę wody, mózg zaczął jako tako pracować.

Ogólnie to już ostatni dzwonek, żeby zaliczyć tą kultową afrykańską drogę bo jeszcze chwila i połączą Kenię z Etiopią asfaltem. Praktycznie cała droga jest zamieniona w gigantyczny plac budowy. Dzisiaj ręce już działają, aczkolwiek z opcją „bez dokładnych działań”     

Dystans: 536km. Total: 9 224km.
Czas:      14h

Komentarze : 1
2014-08-12 22:51:28 Pawel Huk

Miałem u siebie w Kenii kilku gości, którzy tak jak wy jechali na motorach drogą z Isiolo do Moyale. Myślę, że nocowałem około piętnastu motocyklistów i nikt, ale to nikt nie odważył się zrobić tej trasy w jeden dzień, włącznie z mistrzem Portugalii w klasie Enduro!!! Nie wspominając już, że nocowałem tonę ludzi jadących terenówkami tą trasą, wszyscy robią tą trasę w dwa dni z wyjątkiem Was!!! Wielki szacun! Ja tą trasę zrobiłem ale w odwrotnym kierunku, czyli z Moyale do Isiolo na ciężarówce - w jeden dzień. Dwa dni potem czułem się jakbym był pijany, a to było po prostu wyczerpanie. Trzymajcie się chłopaki:-)

  • Dodaj komentarz