Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

07.08.2014 19:22

Dzień 19. Oko w oko z przodkiem. (ver. 2.0)

Gdzieś tam jest jego dom

Dlaczego wszelkie oglądania zwierzaków nie zaczynają się w południe tylko o wschodzie słońca. Kto wymyślił śniadanie 6:30 na urlopie :(. Zatem o 7 musieliśmy się jeszcze zameldować u Ms. Tiny, celem otrzymania jeszcze jakichś papierków. Okazało się że z Nami na goryle wybiera się Francuz, który przewagę nad nami miał taką, że dysponował autem z kierowcą. W ogóle jakiś dziwny był bo przyjechał z Kenii na goryle niby na urlop, ale podróżował Avensis z kierowcą i KOwcem. Ale podwieźć się nas zgodził więc kolega Cedric jest OK.

Więc do parku się udaliśmy nie byle czym
 

chociaż droga do parku nie lubi takich śmiałków 

Już teraz wiem dlaczego wczorajsi motocykliści nie bardzo się rwali do podwózki.

Spotkanie z Gorylami niesamowite. Co tutaj dużo pisać trzeba to przeżyć. Zwierzaki olbrzymie, a z drugiej strony zachowują się jak małe dzieci. Ostatnio będąc w zoo w Berlinie, sporo czasu spędziliśmy nad wybiegiem dla goryli, i ewidentnie te zwierzęta różnią się od pozostałych.

Najbardziej niesamowite mają chyba dłonie. Takie same palce, paznokcie, naprawdę niesamowite wrażenie. Stopy pełnią funkcję drugiej pary dłoni i do nich też są bardziej podobne. Klatka ze 2 razy większa jak u człowieka, głowa też.

Generalnie to olbrzymie zwierzaki ale bardzo spokojne i ciekawe ludzi, jeden przyszedł i zajął się lizaniem aparatu Francuza. Najlepszy motyw jest u samców. Siedzi taki i sobie liście z gałęzi zajada, nagle jakby go pszczoła ukąsiła zrywa się wali pięściami w klatę, dudnienie niesamowite, po czym przebiega parę metrów, siada i dalej zajada liście.

Człowiek patrzy na nie jak zahipnotyzowany i godzina szybko mija. Bo tylko przez godzinę można im przeszkadzać. I tak do końca sam nie wiem czy niektórzy, których znam nie są do nich podobni. No nawet jeżeli nie do końca z wyglądu to z zachowania na pewno.

 

Czyli idziesz najpierw przez prawdziwy las równikowy ok godziny, wspinaczka jest mocno ciężka, bo szlaków tutaj nie ma idzie się po krzakach.

Przewodnik, po kupach i ich świeżości odnajduje rodzinkę i się zaczyna. Samo poszukiwanie jest mocno trudne, ścieżki są ciężkie nawet dla osoby z całkiem niezłą kondycją. Żołnierze mówi nam, że jest w miarę normalne że turysta nie ma sił już na zejście z gór więc go znoszą „na barana”. Musi to komicznie wyglądać.

 

Nasz przewodnik Arsenalu wielkim fanem jest i zna Szczęsnego

Teren parku odgradza murek, chroniący ludzi przed bawołami i słoniami i na odwrót.

Do tego też celu jest Pan z karabinem na wypadek jakby jakiś zwierzak miał ochotę na konfrontację.

Wracając jeszcze była atrakcja niemała, nawet dla pracowników z parku bo spotkaliśmy 3 Pigmejki, a oni wcale tak często się nie ujawniają. Najdziwniejsze było to że człowiek na kamieniach (pozostałości po wybuchu wulkanu) mało sobie nóg nie powykręca a one sobie na bosaka idą.

Na koniec nawet dostaliśmy po dyplomie.

Wioskowa kolejka po wodę. Po prawej stronie ta wielka metalowa skrzynia to zbiornik w którym gromadzi się czysta woda i jak widać chętnych na nią jest sporo

Z powrotem byliśmy w hotelu w południe, spakowaliśmy się i dzida w kierunku Kenii. Najpierw prawie 70km w 2 godziny bo góry niesamowite i droga składa się jedynie z zakrętów. Potem było już płasko i droga nówka…. po czym się skończyła i rozpoczął się plac budowy na przestrzeni kilkudziesięciu kilometrów. Na dodatek jeszcze zaczęło padać więc gliniasta droga zaczęła już się świecić.

Przez 100km szerokość starej drogi nie przekraczała 2m. Więc mijanki były sztuką samą w sobie.

Nie bardzo chcę podawać szczegółów, bo rodzina czyta, ale to co się dzieje na drogach Ugandy to jest wyzwanie. Chyba więcej akcji drogowych miałem wcześniej tylko w Nigerii. Standardem jest że koleś wjeżdża na Twój Pan i ani myśli ustąpić. Wtedy ty musisz opuścić jezdnię. Musiałem to zrobić kilka razy. Potem droga się poprawiała ale style jazdy bez zmian.

Poczwórny hopek zabójca, który nie wybacza tym co go nie zauważą.

Pojawiła się nowa strata, na skutek upadku motocykla w Burundi pękł mi jeden spaw na kufrze i się dziura zrobiła. Tym razem w sklepie pt. zrób to sam znaleziony został pas do mocowania bagażu, który za opaskę na kufer posłużył. Jest jednak jakieś piękno w tych prowizorkach :). Tak więc teraz mam dodatkowy pas by ciuchów nie zbierać z ulicy.  

Zbyszek

Dystans 357km. Total: 7 802km.

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz