• » RiderBlog
  • » zwyszomi
  • » Dzień 21. Gdyby więcej takich ludzi było, świat byłby lepszy. (ver. 2.0)
Najnowsze komentarze
Mimo wszystko chciałbym aby odniós...
Mam nadzieje ze to pomylka. 1500km...
Przejechane 1000km to na motocyklu...
każdy kij ma dwa końce, chciałem z...
2widz-a co świeżej krwi chcesz się...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

07.08.2014 19:40

Dzień 21. Gdyby więcej takich ludzi było, świat byłby lepszy. (ver. 2.0)

Oj ciężko było opuszczać poprzednią miejscówkę, a to dlatego, że w pokoju były tylko 2 programy w TV. Nat. Geo. Wild i miejscowy. Wybrałem więc miejscowy, a tam akurat telenowela rodem z Meksyku leciała i historia pewnego Alfonso mocno mnie wciągnęła. A że dawali jeden odcinek za drugim to się człowiek wciągnął. Piszę w liczbie pojedynczej gdyż mieszkaliśmy w oddzielnych pokojach, i to bynajmniej nie z powodu jakichś kłótni tylko w kilku krajach nie znają koncepcji pokoju z 2 łóżkami. Kilka łoży małżeńskich już rozebraliśmy ale niektórych się nie da, wtedy można szaleć z pilotem od telewizora do woli.

Jak się bliżej przypatrzyliśmy to wczorajszą noc spędziliśmy na wys. Ponad 2000m n.p.m., a w czasie jazdy byliśmy nawet na 2600m. Generalnie od rana pozostałości po wczorajszym deszczu i błocie już zniknęły więc jechało się miło. Ponieważ dawaliśmy maksymalnie na wschód to jeszcze kilka razy przecięliśmy równik, nawet sobie zaszopowałem na jednym z równików.

Dla niewtajemniczonych dzbanek gotowy do demonstracji siły Coriollisa, w wersji lajt można sobie wody do umywalki napuścić

Jak widać z jednego z komentarzy zostaliśmy zaproszeni przez Pawła mieszkającego niedaleko miasta Isiolo więc plan był taki by Pawła na chwilę odwiedzić. Po drodze trafiła się mała namiastka tego co nas czeka jutro, czyli bardzo, ale to bardzo kamienisty szuter.

Było ciężko a to zaledwie 20 km. Dojechaliśmy zatem do głównej wschodnio-afrykańskiej „autostrady” A2 ciągnącej się od Cape Town to Kairu. Teraz już tylko cały czas prosto do samego domu, prawie :)

 

Ale zanim o drodze to o naszym gospodarzu najpierw.

Paweł to człowiek bardzo otwarty, rozmowny i swoją postawą życiową mógłby być inspiracją dla niejednego filmu. Pewnego dnia (3 lata temu) postanowił porzucić tzw. managerskie stanowisko w UK i wyruszył do Afryki (dokładnie do Ugandy) celem pomocy dzieciom.

Może to jeszcze nic nadzwyczajnego, ale zrobił to „na stopa” zabierając w podróż dokładnie 100 USD. I…. i dojechał poznając przy tym wielu dobrych ludzi i czyniąc wiele dobrego po drodze, tak dla przykładu: skrzyknął ludzi na FB do odbudowy kempingu gdzieś w Turcji, zorganizował pomoc dla mieszkających w parku wysiedlonych w Izraelu itd. Itp. Z Ugandy trafił do Kenii gdzie przejął sierociniec od chcącej się go pozbyć Włoszki w slamsach Isiolo. Tak to już jest że jak zaczyna się odnosić sukces to pojawia się ludzka zawiść w wyniku czego przeniósł się do miasteczka Meru położonego o 30km od Isiolo. Aktualnie buduje tam dom dziecka. I oczywiście to co robi jest szlachetne ale najbardziej spodobało mi się to że stara się leczyć przyczyny a nie objawy, bo chyba jest jednym z niewielu, który rozumie skąd biorą się problemy współczesnej Afryki. To jak przysłowiowa ryba albo wędka. Większość wielkich państw, organizacji oraz innych szlachetnych ludzi stara się pomagać Afryce dając rybę. Skutek jest taki że brzuch wprawdzie staje się syty, ale od jutra osiąga ten sam stan co obecnie. Paweł stawia na to by po opanowaniu podstawowych potrzeb życiowych szukać najlepszej wędki dla tych dzieci. I trochę powtarza się sytuacja z Zambii czyli inwestycja w edukację. Paweł stara się by dzieci, którymi się opiekuje były uczone jak zarabiać na godziwe życie a nie jak wyciągać ręce po pieniądze, najchętniej do białych.

 

Sztuka trudna, droga wyboista ale zapał Pawła wystarczyłby do obdzielenia wszystkich czytelników. Kiedyś w podsumowaniu poprzedniego przejazdu przez Afrykę, napisałem, że takich kilka tygodni pozwala uporządkować własny system wartości. Pozwala zobaczyć że poza ja są jeszcze inni, są Oni. I wtedy świat naszych bieżących spraw, problemów i rozterek przy problemach innych wygląda naprawdę groteskowo.

Nie pozostawię tego tematu tak jak teraz, wrócę do niego jak będzie jakaś wolniejsza chwila. To była wspaniała impreza, na której zamiast wódki i piwa, lała się woda , herbata i kawa oraz mnóstwo pięknych sentencji życiowych. Paweł  mówi, że siłę do swojej pracy czerpie z modlitwy, ale nie takiej na pokaz, nie chodzi obwieszony różańcami, nie 5m krzyża na podwórku żeby wszyscy widzieli, nie biega do kościoła co godzinę, najlepiej przez całe miasto żeby wszyscy widzieli. Nawet nie jest katolikiem a myślę że zrobił o wiele więcej dobrego niż Ci co świętych i pobożnych udają. Nie będę kontynuował wątku dalej bo to generalnie relacja z podróży, a nie wykłady ideowe, ale postać Pawła jest zdecydowanie najjaśniejszą jaką udało mi się spotkać podczas moich podróży. Tak jak powiedziałem do tematu jeszcze wrócę.
Mieliśmy tylko wpaść na obiad ale zostaliśmy na noc.

Nawet pies Guiness się nie oparł a co dopiero my :)

Fajnie sobie tak pogadać i wzbogacić własną wiedzę na tematy lokalne.

W Kenii z bezpieczeństwem bywa różnie

A co w podróży. Jutro etap prawdy, albo etap królewski i pobudka o 5:00 tak by motor odpalić o 6:00. Jak go przejedziemy to znaczy że Afrykę też przejedziemy. Owa „autostrada” za 200km zamieni się w 300km odcinek totalnych bezdroży. Dużo się mówi o tym żeby wreszcie drogę z tego zrobić , ale na rozmowach się kończy. To 300km w totalnym pustkowiu, jest takie miasteczko o nazwie Marsabit po 100km a potem do samej granicy z Etiopią nie ma nic. Człowiek jest zdany na siebie i całą drogę się modli, żeby to na czym jedzie nie zawiodło. No cóż trzeba będzie porównać to co jest w Kenii z przebytymi bezdrożami w Tanzanii, Kongo, Kamerunie i Angoli i wybrany zostanie lider. Tutaj podobno dominują kamienie i niesamowita tarka. Chyba przed kamieniami strach największy bo rozrywają opony natychmiast, ale cóż wyboru wielkiego nie ma. Do tego dochodzą takie różne zwyczaje wśród miejscowych jak np.: rzucanie kamieniami w białych i takie tam. Dodatkową atrakcją są dzikie zwierzęta, są lwy, zebry, żyrafy niczym safari za darmo. Podobno największa aktywność jest w nocy, oby tylko tego nie doświadczyć.

Trzymajcie zatem kciuki bo żarty się trochę kończą.

Na koniec parę widoczków z drogi jak do Pawła jechaliśmy

Pozdrawiam

Zbyszek

Dystans 370 km. Total: 8 688km.

Komentarze : 0
<ten wpis nie był jeszcze komentowany>
  • Dodaj komentarz